Dzień 6/270
Wczoraj nasilone lęki związane z silnym poczuciem bycia obcym wśród społeczeństwa. Koszmar, tym bardziej, że uświadomiłem sobie, że czuje się niemal tak jakbym był w obcym kraju, z obcymi ludźmi. A przecież jestem "u siebie", w Polsce. Co prawda w Trójmieście czuje się i tak obco, bo dłuższy czas żyłem w stolicy, a tutaj przeprowadziłem się w dosyć specyficznych okolicznościach, jednak przez większość czasu, ten lęk jest "wygaszony" (?).
Wracając do domu pociągiem patrzyłem na pary, znajomych, czy nawet losowych ludzi gadających z kimś przez telefon. Tymczasem ja - poza pracą praktycznie zero rozmów. Z reguły nie jest to dla mnie problemem, jednak momentami uderza to we mnie z kilkukrotnie większą siłą. Poczucie odrzucenia i obcości wywołało we mnie na tyle silne reakcje, że trudno było mi panować nad lękiem, a, że nie chciałem za bardzo tego okazywać w miejscu publicznym - owym pociągu - wykorzystałem dodatkowy zasób, w który wyposażył mnie psychiatra - hydroxyzyna.
Zanim dojechałem do stacji końcowej to lek chyba zaczął działać, bo trochę mi ulżyło. Miałem jeszcze załatwić sprawę na mieście, ale oczywiście zanim się udało, to minęło sporo czasu.
W domu byłem ok. 17:30. Jedyne co zrobiłem to zrzuciłem plecak i położyłem się na wyro. Hydro wjechało wtedy już z pełną mocą i spałem jak zabity. Do 5 rano. *sigh*
Niby pierwszy tydzień brania, ale powoli już mnie męczy te spanie po 12-13h dziennie. Chyba zacznę pić kawę po powrocie do domu z pracy, żeby chociaż czymkolwiek się zająć.
#dziennikdepresji #depresja

