Drogi pamiętniczku,
Jestem w tym miejscu, gdzie ambicja spotkała się strachem, czy podołam. Staram się obracać swoje wady w zalety i po kilku godzinach walki z natrętnymi myślami w końcu siadam do roboty, a potem do nocy nie umiem się oderwać od wyszukiwarek publikacji naukowych bo jeszcze ten aspekt, jeszcze tamten, a może ten czynnik będzie ważny, albo ma wpływ na taki i taki objaw?
Walka o tego promotora, w którym widziałam zrozumienie wobec mojej osobowości i wsparcie w chęci zrobienia czegoś ciekawego, świeżego była słuszna. Tego jestem pewna. A teraz przeżywam jak mrówka okres. Nie byłabym sobą, gdy byłabym inna.
Miliony osób jakimś sposobem wypluły z siebie prace dyplomowe ogarniając w tym czasie mnóstwo innych rzeczy i życie codzienne, a ja to tak przeżywam. Jak zawsze.
Znając życie to będzie jak z organizacją ślubu i wesela. Wszystko zaplanowane, przemyślane, wymuskane, sprawdzone po tysiąc razy, dopracowane - w akompaniamencie głosów zewsząd (poza mężem bo to jedyna osoba na świecie, która rozumie moje szaleństwo), że wymyślam, że to moje niepotrzebne fanaberie, że za bardzo mnie to wydarzenie pochłonęło, że jestem jedyną osobą, która zwraca uwagę na te rzeczy, na które uwagę zwracałam ja.
Efekt? Wyszło idealnie. Jaką wielką satysfakcję z tego mieliśmy. Ile razy słyszałam na innych weselach w rodzinie, że może i jest fajnie, ale tak fajnie jak było u nas to nie jest bo naszego wesela to nikt nie pobije.
Boże spraw, żebym znowu odjebała taką rzecz, co jeszcze nikt nigdy i daj mi siłę dalej przekuwać swoje spierdolenie umysłowe w postaci m.in. hiperfokusów w coś pożytecznego.
#niemoralnesalto
