Dlaczego diety niskowęglowodanowe są skuteczne? Czy to jakaś magia, że jesteś syty, jesz tłuszcze i chudniesz?
Jakiś czas temu zaciekawiło mnie, dlaczego i w jaki sposób ustalone zostały normy żywieniowe, które - między innymi - zalecają, że 40-60% zapotrzebowania energii powinno być pokrywane z węglowodanów. Znalazłam dokument z opracowaniem norm żywieniowych dla populacji Polski i zagłębiłam się w lekturę.
https://ncez.pzh.gov.pl/abc-zywienia/zasady-zdrowego-zywienia/normy-zywieniowe-2024/
Z opracowania wynika, że w pierwszej kolejności zostało obliczone zapotrzebowanie na białko - aminokwasy niezbędne do wszystkich życiowych procesów. Warto tutaj odnotować, że białko jest składnikiem ważnym nie tylko dla kulturystów. Potrzebne jest nie tylko do budowy nowej masy mięśniowej, ale także utrzymania istniejącej, stawów, ścięgien, kondycji skóry, włosów, paznokci i tak dalej. Słowem, białko jest niezbędne, aby utrzymywać organizm w dobrej kondycji fizycznej, sprawności, młodości, niezależnie od tego czy ćwiczysz na siłowni czy nie. Obliczona ilość 0,66g/kgmc (kilogram masy ciała) to minimum, dla populacji Polski przyjęte z niewielkim zapasem na 0,80g/kgmc. Wiele nowszych badań wskazuje, że nawet dwukrotnie większe ilości, rzędu 1.5g/kgmc mają pozytywne efekty dla organizmu, zwłaszcza dla osób starszych, nawet jeżeli nie wykonujesz żadnych ćwiczeń siłowych. Dopiero przy ilościach powyżej 3g/kgmc obserwowano negatywne skutki, takie jak zmniejszenie ilości wapnia w kościach.
W drugiej kolejności obliczono zapotrzebowanie na tłuszcze, biorąc pod uwagę jego różne rodzaje (nasycone, nienasycone i tak dalej). Zapotrzebowanie na tłuszcze dla dorosłych określono na 30-40% zapotrzebowania kalorycznego. Tłuszcze są również niezbędne do funkcjonowania organizmu - biorą udział w produkcji hormonów, są rozpuszczalnikami dla wielu witamin. (Ciekawostka - mleko matki, którym wyłącznie żywi się niemowlak przez pierwsze kilka miesięcy życia, zawiera 50-55% tłuszczu). W dokumencie jest podkreślone, że nie powinno się obniżać ilości spożytych tłuszczów poniżej tego zapotrzebowania.
Na koniec, określono ilość węglowodanów na zasadzie "taka ilość, jaką - po zapewnieniu w diecie odpowiedniej ilości białka i tłuszczów - potrzeba aby w pełni pokryć zapotrzebowanie kaloryczne". Czyli jeżeli z obliczeń wyszło, że białko to 10-20% zapotrzebowania kalorycznego, tłuszcze 30-40%, to zostało 40-60% na węglowodany - czyli jako dopychacz uzupełniający dietę w kalorie.
Dlaczego diety oparte na wyłącznie liczeniu kcal są mniej skuteczne?
Osoby stosujące diety oparte na liczeniu kcal, zwłaszcza robiące to na własną rękę, kierują się głównie gęstością energetyczną pokarmów. Spotkałam się nawet ze specjalnym określeniem na taki sposób odżywiania "volume eating". Głównym kryterium jest ilość kcal/100g - jeżeli ma mało, to jedz ten produkt, jeżeli ma dużo, to tego nie jedz. Co robią więc osoby, chcące się odchudzać, liczące kalorie? Eliminują w pierwszej kolejności tłuszcze, ponieważ mają najwięcej kcal/100g. Wybierane są produkty, które mają niską gęstość kaloryczną - ignorując fakt, że nie mają żadnych wartości odżywczych. Unikany jak zarazy jest każdy gram rzeczy zawierających tłuszcz i nadających smak, jak masło, oliwa czy sosy, wspierany przez dietetykę opierającą się na wiedzy sprzed kilku dekad, każącą osobom odchudzającym się czy diabetykom odstawiać tłuszcze. Przykładowo, można zobaczyć porównania typu że cały talerz zawierający pół kilograma surowej kapusty i innej zieleniny zawiera tyle samo kcal, co malutki kawałek 45 g żółtego sera. Ale taka ilość sera dostarcza nieporównanie więcej niezbędnego białka i tłuszczów niż pół kilograma suchych liści sałaty. Odżywienie organizmu nie polega na dostarczeniu tylko ilości kcal, ale na dostarczenie przede wszystkim opisanych wyżej, niezbędnych ilości białka, tłuszczów oraz innych składników, bez których organizm nie może prawidłowo funkcjonować. Pomijając wrażenia smakowe, na takiej diecie ciężko wytrzymać - bo chociaż wypchałeś żołądek, jelita i dostarczyłeś kalorie, organizmu nie oszukałeś. Nadal nie jest najedzony, gdyż nadal nie dostał potrzebnych mu składników odżywczych i daje o tym znać na wszelkie możliwe sposoby - w postaci napadów głodu, zmuszającego - wcześniej czy później - do złamania się i zjedzenia kolejnych porcji jedzenia, porzucenia diety. Wydzielany jest także hormonu stresu (kortyzol), który daje organizmowi sygnał, że nadeszła jakaś bieda z nędzą, głód, trzeba się ratować i należy oszczędzać energię. Podnosi się insulinooporność tkanek - hamowane jest wchłanianie glukozy do mięśni w celach energetycznych, żeby zapobiec "marnowaniu jej na jakieś zbędne aktywności" jak ruch. Zamiast tego glukoza przekierowywana jest do syntezy tłuszczów i wzmożonego odkładania ich na zapas. Trudność w utrzymaniu takiej diety nie jest kwestią motywacji, determinacji i siły charakteru, tylko tego, że organizm usiłuje się na wszelkie możliwe sposoby ratować (w swoim mniemaniu) przed śmiercią z niedożywienia. Równie dobrze można by oskarżać o słaby charakter ludzi, którzy nie potrafią wstrzymać oddechu przez kilka minut.
Mówi się, że "głodówki rozwalają hormony" - hormony można "rozwalić" nawet w przypadku dużych ilości jedzenia, dostarczających nawet większą niż potrzebna ilość kalorii, ale nie dostarczając przy tym wszystkich niezbędnych składników odżywczych potrzebnych do wszystkich życiowych procesów.
Niektórzy nadal uważają, że na diecie należy jeść "chudo", że lepiej dostarczać węglowodany, które organizm sobie sam przetworzy w potrzebne tłuszcze - że lepiej to robić, niż po prostu dostarczać tłuszcze. Jednak nie jest to proces, który zachodzi bezkarnie - wręcz odwrotnie, jest to proces, który ma bardzo wysoką cenę. Powoduje zmiany hormonalne, dzięki którym cały organizm przestawia się na produkcję i odkładanie tłuszczu. Dopóki jesteś w stanie utrzymać taką dietę i deficyt kaloryczny, to chudniesz - ale biada ci, jak ją tylko zakończysz - od razu następuje efekt jojo, bo twój organizm jest już rozpędzoną fabryką błyskawicznie konwertującą węglowodany na tłuszcz.
Epidemia otyłości w krajach rozwiniętych wiązana jest z biedniejszymi warstwami społecznymi spożywaniem przez nie dużych ilości jedzenia o niskiej wartości odżywczej. Organizm, nie dostając odpowiedniej ilości białka, zdrowych tłuszczy, witamin, żelaza czy innych ważnych składników pokarmowych, nadal odczuwa głód i zmusza człowieka do poszukiwania kolejnych porcji jedzenia, powodując spożywanie kolejnych bezwartościowych, pustych kalorii - co przypomina próby zaspokojenia pragnienia poprzez picie wody morskiej.
Bardzo łatwo tutaj wpaść w pułapkę, że przecież ja jem mało, zdrowo, bo coś jest domowe, bio - czyli zdrowe. Nie kupując gotowego jedzenia w sklepach, przetworzonej żywności, zawierającej konserwanty, fastfoodów, nie pijąc gazowanych słodkich napojów ani nie jedząc słodyczy itp. bardzo łatwo uznać, że nie je się przecież śmieciowego żarcia i odżywia się zdrowo. Ale nawet domowe, własnoręcznie upieczone pyszne bułeczki z mąki bio z dżemem z owoców z własnego ogródka na śniadanie, popite domowym kompotem od babci, są takim mało wartościowym jedzeniem, które dostarcza tylko kcal, a niemal wcale białka czy tłuszczów. Godzinę po takim śniadaniu twój organizm będzie ci kazał szukać znowu kolejnych przekąsek.
Dieta low carb jest niczym innym, jak - przez eliminację węglowodanów - dietą skupioną na dostarczeniu w pierwszej kolejności białek i tłuszczów w odpowiedniej ilości. Dietą skupioną na tym, żeby organizm poczuł się syty, nie zagrożony głodem i unormować poziomy hormonów - insulinę, kortyzol, zmniejszyć insulinooporność tkanek, spowodować przekierowanie większej ilości glukozy do mięśni w celach energetycznych, zamiast odkładania w postaci tkanki tłuszczowej. Pomaga zredukować ciągłe uczucie głodu i potrzebę podjadania. Dieta ta również ma deficyt kaloryczny - brak liczenia kalorii nie oznacza, ze go nie ma - deficyt kaloryczny pochodzi z usuniętych z diety węglowodanów, z mniejszej ilości posiłków, braku przekąsek pomiędzy posiłkami - związanych ze zmniejszonym uczuciem głodu - z jednoczesnym odczuwaniem większej ilości energii i większym wydatkiem energetycznym na NEAT (zwykłe codzienne aktywności nie będące sportem) czy ewentualny sport.
#odchudzanie #lowcarb
