Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego właśnie noc, ta najcichsza pora, potrafi nagle zamienić się w żelazną klatkę? Dlaczego, gdy świat wreszcie milknie, wasze myśli zaczynają krzyczeć? Dlaczego o tej porze, gdy wszystko powinno spoczywać w ciemności, wasze serce bije tak, jakby ktoś kazał mu ruszyć do biegu?


Wydawać by się mogło, że zmęczenie powinno zamknąć powieki, a dzień sam odejść w zapomnienie. Lecz dla wielu z was noc jest jak lustro bezlitośnie ustawione przed twarzą. W ciemności odbija się pytanie, którego za dnia nie słyszycie: czy zrobiłem wystarczająco?


I wtedy właśnie rodzi się ten dziwny skurcz ambicji. Ten nagły zryw, co przychodzi znikąd. Ten głos, który mówi: „wstań, jeszcze nie wolno ci odpocząć, czekają zadania, obowiązki, zobowiązania, musisz więcej, więcej, więcej…”.

Czy wiecie, czym naprawdę jest ten głos?

Nie jest waszym sprzymierzeńcem, ani nawet waszym napędem. To jest jedynie lęk, który przebrał się w płaszcz obowiązku, abyście go nie rozpoznali.


A jednak słuchacie go. Serce przyspiesza. Dłonie drżą. Umysł zaczyna rozgrzewać się do czerwoności, jakby wzywano was do ostatecznej bitwy z własnym cieniem. I choć ciało błaga o spokój, wy próbujecie jeszcze raz udowodnić światu, że zasługujecie na miano kogoś wartościowego.


Ale zatrzymajcie się na chwilę, moi drodzy.

Czy doprawdy wierzycie, że wartość człowieka mierzy się tym, ile zdoła wykonać przed snem?

Czy naprawdę sądzicie, że wasza godność zależy od listy zadań, które odhaczacie jak więzień skreślający kreski na zimnej ścianie?


Noc nie żąda od was wysiłku. Ona żąda prawdy. A prawda jest taka, że nie potraficie zasnąć nie dlatego, że zrobiliście za mało, lecz dlatego, że nauczyliście się wierzyć, że cokolwiek zrobicie będzie niewystarczające.


To przekleństwo, nie ambicja.

To łańcuch, nie cnota.


Posłuchajcie zatem uważnie, choć może zabrzmi to jak bluźnierstwo wobec waszych własnych ideałów:


Nie jesteście stworzeni do nieustannej gonitwy. I nic, absolutnie nic, co zrobicie o drugiej w nocy, nie przyniesie wam zbawienia.

Bo nie brakuje wam dokonań.

Brakuje wam łagodności wobec siebie.


Czy kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że właśnie to mogłoby być prawdziwym aktem odwagi?

Nie dalsza praca.

Nie kolejne zadanie.

Lecz zamknięcie dnia, choć wciąż kusi was niezrealizowane „więcej”.


Zrozumcie to: noc nie jest waszym wrogiem. Ona jest strażnikiem granicy, której nie wolno wam przekraczać w imię ambicji. Jeśli ją łamiecie, budzicie się spoceni, z sercem, które bije jak oszalałe, bo ciało w końcu musi was zatrzymać siłą, skoro nie potraficie zrobić tego dobrowolnie.


A więc, moi drodzy słuchacze…

Kiedy zapadnie ciemność i znów staniecie na krawędzi niepokoju, powiedzcie sobie szeptem, który ma moc zaklęcia:


Zrobiłem dość.

Dzień jest zakończony.

Nie muszę gonić siebie w nieskończoność.

Jestem wystarczający.


I pozwólcie, by utracona część was, ta zmęczona, zagubiona w gonitwie, dogoniła resztę.

Niech połączy się z wami w ciszy, która nie karze, lecz leczy.


A wtedy, być może po raz pierwszy od dawna, noc stanie się tym, czym powinna być domem, nie polem bitwy.


#kazanie #filozofia #rozkminy #stoicyzm

Komentarze (4)

Thereforee

@PapaNorris Słuszna uwaga, jednakże:

68c37806-9fab-49fe-8301-e23a70cf3ccb
Fafalala

Ciepłe jest to co piszesz. Fajnie, że się tym podzieliłeś. :)

PapaNorris

@Fafalala Mam nadzieje, że komuś pomoże

AndrzejZupa

To tak nie działa...heh #bezsennosc

Zaloguj się aby komentować