Boso ale w ostrogach - Grzesiuk Stanisław
Dzisiaj miałem trochę czekania i postanowiłem wziąć sobie tę książkę, która już trochę czekała na półce na mnie.
Wcześniej mamy zaznaczone gwiazdką że „Pogrubieniem wyróżniono niepublikowane fragmenty przywrócone z rękopisu" tak więc na poniższym zdjęciu widzimy pogrubiony fragment który totalnie skreślił tę książkę w moich oczach.
Dwóch międzywojennych podrostków z podstawówki pokłóciło się o piłkę, w ruch o mało nie poszły cegły i nóż, jak na naszego charakternego autora przystało gotów on ożenić kosę adwersarzowi domagającemu się piłki. A nie jednak nie, trochę za ostro, napieprzanie się kilkanaście minut to już stonowana reakcja, publikujemy. No chyba że napierdalali się kilkanaście minut na cegły i noże, rzeczywiście twarde sukinsyny z tych warszawiaków. Jak dla mnie jest to lanie wody i znając megalomańskie zapędy autora z pewnością odpuszczę sobie "Pięć lat kacetu".
Co o tym sądzicie? Macie na to jakiś inny punkt widzenia?
1ff43b5f-f206-49b9-af03-86613fdfc770
lavinka

@Soviel Pięć lat kacetu jest o czymś zupełnie innym. Bardzo polecam. Natomiast ta książka to książka o tym, że dawna przedwojenna młodzież dziś w całości by siedziała w poprawczaku lub więzieniu. Inna kultura, inne normy obyczajowe.

SwiatlaMiasta

@Soviel Dawno dawno temu czytałem wszystkie trzy części i bardzo mi się podobały. Momentami Grzesiuk trochę mógł ubrawić sytuację ale mimo wszystko polecam . Pięć lat kacetu chyba najlepsze było

Markowowski

Ja bym jeszcze postawił pytanie, w jakim stopniu Grzesiuk ubarwił swoje historyjki opisywane w książkach. Nie brałbym jego historii jako dobrego źródła wiedzy na temat życia obozowego

clay-vary

@SwiatlaMiasta moze nue najlepsze dla mnie, ale dobrze się go czytało.. ogolnie bardziej mi się chyba podobalo "boso"

MiernyMirek

@Soviel czytałem kilka razy wszystkie 3 części. Koloryzowane pewnie było, co mi nie przeszkadza. Czuć klimat starej Warszawy.


Kolega, prawdziwy Warszawiak, opowiadał mi ostatnio, że jego dziadek zginął w Powstaniu, a ojciec (kilkuletni chłopak) stracił oko, gdy podawał taśmę z amunicją powstańcowi.


Ci dawni autochtoni ze stolicy, to były straszne zakapiory.

Soviel

@lavinka @SwiatlaMiasta Mam właśnie takie podejście teraz jak @Markowowski napisał. Owszem dobrze się to czyta bo jest dobrym bajkopisarzem. Zawsze myślałem że książki Grzesiuka są niemalże dokumentalne i od dawna miałem je na liście ale chyba nie przebiję się przez ten fragment "fantasy" autora.

Soviel

@MiernyMirek Masz rację, muszę poszukać czy te fragmenty musiały przejść przez cenzurę bo póki co ja, nieznający realiów starej Warszawy ani realiów wydawania książek w PRL widzę sytuację która wyklucza samą siebie. Albo szybki cios banią i cegłą/nożem albo nawalanie się kilkadziesiąt minut na pięści, nie ma półśrodka. Samo uderzenie głową jest bardzo dewastujące to też mi trochę nie pasuje bowiem autor wcześniej opisuje jak to ćwiczył "bańkę" na wieszanych płaszczach i że był w tym dobry. Ja nie byłem w tym dobry a jak mnie kiedyś sytuacja zmusiła to napastnik już nie miał ochoty na nic oprócz nastawiania nosa na urazówce. No nie klei mi się. Zawołam jeszcze dyskutantów, nie bijcie: @clay-vary @Markowowski @SwiatlaMiasta @lavinka

lavinka

@MiernyMirek Mój dziadek walczył w powstaniu jako piętnastolatek. Pochodzę z takich starych odwiecznych Warszawiaków. Uwierz, cała moja rodzina to niezłe zakapiory. Dziadek miał 10 lat, jak zaczął po kanałach biegać i znał je jak własną kieszeń. Przydało się podczas wojny. Dzieciak 15 lat i przemycał na teren getta jedzenie, a wyprowadzał po kryjomu ludzi. W domu pradziadka była tajna ekipa, tam spali, dostawali dokumenty i szli już jako fałszywi Polacy w kraj. Kilka dni przed powstaniem dziadka jednak shaltowali na terenie getta. Na szczęście był w przebraniu i zamiast rozstrzelać na miejscu, wsadzili go do Gęsiówki, skąd go potem koledzy odbili. Przeżył biegając po kanałach, do dziś nie wiem jak, miał dużo szczęścia. Potem jeszcze jako jeniec trafił do Wielkiej Brytanii i stamtąd wracał do Polski. Babcia w tym czasie była jeszcze dziewczynką, ale za to szmuglowała kiełbasę, jajka i bimber ze wsi razem z matką. Przeżyły okupację, bo rodzina dostała cynk o powstaniu i uciekli na Marymont. Z ich kamienicy zostały gruzy. Nikt z sąsiadów nie przeżył (Wola, słynna rzeź).

MiernyMirek

@lavinka co tylko potwierdza, że dawni Warszawiacy to twarde skurczybyki i opowieści Grzesiuka z "Boso, ale w ostrogach" wcale nie muszą być bardzo ubarwione. Z resztą pod koniec jest też trochę o okupacji. Kiedysiejsi ludzie żyli w innych czasach, mieli inne podejście do życia, a walka na cegły i noże wydaje się całkiem normalną i względnie bezpieczną z ówczesnych "rozrywek".

lavinka

@MiernyMirek Myślę, że trochę są ubarwione, a raczej ocenzurowane, bo jednak chłopaki są przedstawione w miarę dobrym świetle, takie łobuziaki niby. W rzeczywistości tam była potworna przestępczość, fajki paliły pięciolatki, dwunastoletni alkoholicy, bieda, młodociana prostytucja, co czekała tylko cycków, by iść na ulicę... to miasto było siedliskiem zła, ale i wysokiej kultury i patriotyzmu. No i niesamowite multi-kulti, w końcu 1/3 miasta to byli Żydzi, a kolejna 1/3 miała mieszane polsko-żydowsko-niemiecko-rosyjskie korzenie. Mawiało się przed wojną, że nie ma Warszawiaka bez Żyda w rodzinie i coś w tym jest. Dlatego też nazistom niemieckim było tak trudno. Tu kolejna ciekawostka. Mój drugi dziadek dla odmiany miał niemieckie pochodzenie, a przed wojną jeszcze miał inną żonę niż moją drugą babcię, Polkę. No i uważał się za Polaka, ponieważ jego niemiecki ojciec również się uważał za Polaka. No i pradziadek nie podpisał volsklist. Za karę został Polakiem i jego rodzina została wysłana do obozów koncentracyjnych. Ale przeżyli, dziadek też. Za to z podniesioną głową wracali na Pragę (rejon pętli na Stalowej), do kupy gruzu, bo pechowo ich kamienica jako jedna z nielicznych praskich zawaliła się. No ale dostali przydział na Bielanach, jak większość ludzi z Warszawy, którzy wrócili i uparcie mieszkali w budach z desek albo ruinach kamienic. Rodzina mojej drugiej babci też dostała przydział na Bielanach. No i tak się poznali moi rodzice, oboje już powojenni. Na Bielanach, w tych starych gomułkowskich osiedlach nadal mieszka dużo starych Warszawiaków, ale sporo jednak nie wytrzymało i wyprowadziło się do Zielonki, Pruszkowa, Ząbek, Wołomina i tak dalej. Ta niby mafia pruszkowska i wołomińska to na moje oko właśnie stare warszawskie mafie od burdeli, które dostarczały urew Niemcom...

MiernyMirek

@lavinka pełna zgoda. Świat biedy, patologii, agresji, on stworzył twardzieli, a Grzesiuk pokazał tylko ułamek tej szkoły życia.

lavinka

@MiernyMirek To wcale nie były fajne czasy, a "twardziele" po wojnie niestety różnie kończyli. Mój dziadek praktycznie nie miał młodości, całą zabrała mu wojna i ruiny. Zaczął pić. W końcu babcia go zostawiła, bo po pijaku robił się niebezpieczny. Z czasem poszedł na odwyk i wyszedł na ludzi, ale babcia już wtedy miała dzieci odchowane (całą trójkę sama chowała) i wolała już związki mniej formalne. Tak kończyło wielu "bohaterów".

MiernyMirek

@lavinka w "Na marginesie życia", czyli 3. części, Grzesiuk też opisuje, jak radził sobie po wojnie. Oprócz choroby, popadł w alko. Myślę, że tak się dzieje i bez wojny. Alkoholizm jest problemem i teraz. Wiadomo środowisko, w którym się wychowujesz czy traumy, jak np wojna albo bieda wpływają, ale znam ludzi, którzy się stoczyli, a mieli bardzo dobre warunki dorastania. Z drugiej strony znam ludzi, którzy dźwignęli się ze skrajnego ubóstwa i patologii.

Zaczynamy wchodzić w tematy filozoficzne, ja nawiązuję tylko do Grzesiuka, jego dzienników i "zabawy" na noże i cegły, które akurat wydają mi się bardzo prawdopodobne.

lavinka

@MiernyMirek "Bardzo dobre warunki" dorastania nie oznaczają pełnej michy i pieniędzy. To bardziej skomplikowane. Na pewno ludzie wojny nie umieli żyć w pokoju. Cechy przydatne w ciężkich czasach są bezużyteczne w czasach prawa.

Zaloguj się aby komentować