627 + 1 = 628
Tytuł: Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie
Rok produkcji: 2016
Kategoria: Przygodowy / Sci-Fi
Reżyseria: Gareth Edwards
Czas trwania: 2h 13m
Ocena: 8/10
Na starcie myślę, że warto zaznaczyć, że ja dorastałem na Gwiezdnych Wojnach. Starą trylogię obejrzałem pierwszy raz nim poszedłem do szkoły i chociaż wtedy nic nie rozumiałem, to były roboty, lasery, piu piu, miecze świetlne, bzzzzym. No kurde, na szczenięcym mnie to robiło takie wrażenie, że naprawdę mam ogromny sentyment do tego świata i wiele jestem w stanie mu wybaczyć. Wraz z wiekiem ten entuzjazm opadł, ale i tak jak wjechała disneyowa trylogia to byłem zajarany i na filmwebie widzę, że dawałem wysokie oceny, mimo iż teraz z perspektywy czasu wiem, że nie zasługują. Także moja ocena może być zakrzywiona przez miłość do uniwersum.
No ale przejdźmy do rzeczy. Po skończeniu Andora naturalnym dla mnie wydawało się, że trzeba odświeżyć sobie Rogue 1. Tym bardziej, że widziałem go tylko raz, w okolicach premiery w kinie i wtedy dałem mu 7/10. Jednakże po poznaniu historii Cassiana, ale także po uświadomieniu sobie, że to były "Gwiezdne Wojny na tyle poważnie na ile mogły być" to podniosłem ocenę po seansie.
Film jest bezpośrednim wstępem do Nowej Nadziei - część scen się nawet zazębia. Tylko, ze tutaj nie mamy Jedi, mocy i całego wątku fantastycznego. Mamy Parszywą Piątkę, która podejmuje się niewykonalnej misji - musi wykraść plany gwiazdy śmierci z archiwum. Oczywiście wcześniej mamy inne wątki, które prowadzą ostatecznie do tego celu i te są troszkę gorsze, ale rozumiem, że potrzebowaliśmy trochę poznać postaci, takie jakimi są i co je napędza nim wyślemy je na Scarif. Ale za to już jak tam dotrzemy to odkręcają wrotki i dostajemy coś, czego w uniwersum się nie spodziewałem, ale zaryzykuje stwierdzenie, że to film wojenny bez plot armorów. No i jeżeli znamy losy Andora z serialu to końcówka wywołuje podwójne emocje. I niby to wszystko się dzieje dawno, dawno temu w odległej galaktyce, ale nadal człowiek ma wrażenie, że takie rzeczy mogą się dziać tu i teraz.
Podsumowując - warto było sobie odświeżyć to dzieło i cieszę się, że to zrobiłem. Gdyby był #serialmeter to bym opisał swoje wrażenia z Andora, ale może i lepiej, że nie ma to nie muszę posta wrzucać
#filmmeter
