15 829,39 + 21,37 + 21,37 = 15 872,13
Nażresz się, natańczysz, nockę zarwiesz a poranny papaton i tak się przydarzy 😅
Kolejne dwa dni maja minęły, mamy już za sobą 18 z 31 codziennych papatonów. Niby weekend i łatwizna - i wczoraj faktycznie tak było, bo sobie na luzaku poleciałem.
Natomiast nie doceniłem tego, że jedziemy na ślub i wesele poza Krakowem 🙂 Założyłem, że będzie spoko bo jadę autem i nie muszę dzięki temu pić - i pod tym względem faktycznie było spoko. Gorzej z jedzeniem - no niestety było pyszne i były go ogromne ilości, a że bawiliśmy się dobrze to w domu byłem dopiero koło 2 rano, cięższy o jakieś 20 kilo xD Postanowiłem nie ustawiać budzika i poszedłem w kimono.
Obudziłem się nawet nieźle, bo o 7 rano. Nie było pośpiechu, ale ociężałość z wczoraj nie wróżyła dobrze. Dość rozmemłany wypiłem z żoną kawę, pobawiłem się trochę z najmłodszym synem i dopiero ciut przed 9 rano postanowiłem wyruszyć w trasę.
I co? I kurczę nie wiem jak, ale mimo bulgoczącego bebzona biegło mi się zaskakująco dobrze. Pogoda, która według prognozy miała być koszmarna - sprzyjała jak rzadko kiedy: deszczu brak, sporo miłych przebłysków Słońca, lekkie schładzający wiaterek, temperatury całkiem znośne, a dopiero pod koniec coś odrobinę pokropiło. Do domu dotarłem przed 11 i można było już zjeść pysznego arbuza w nagrodę 😎
Przede mną parę cięższych dni, w które będę musiał się bardzo pilnować ze snem by startować dzień w dzień nie później niż o piątej z groszami. Trzymajcie kciuki!
A w ogóle to już 400 km na liczniku 😁
Miłej reszty niedzieli 😊♥️
#bieganie #sztafeta #2137
