10 791,79 + 17,47 + 15,02 = 10 824,28
No i dotarłem do końca miesiąca. Było bez ciśnienia i leniwie, ale pod koniec miesiąca zobaczyłem że w sumie realne jest zrobienie 400 km i trochę się zmotywowałem ( ͡º ͜ʖ͡º)
I kiedy wczoraj rano gruuubo zaspałem (nie dość że zmiana czasu, to z żoną zarwałem trochę nockę przy serialach) to te 400 stanęło pod znakiem zapytania. Nadal jednak zależało mi, żeby nie stracić ciągłości biegu (od października nie odpuściłem ani jednego dnia) - więc gdy już wszystkie sprawy były pozałatwiane, postanowiłem się przynajmniej zebrać na jakąś leniwą dyszkę.
Jeszcze tak mimochodem rzuciłem na osiedlową grupę czy ktoś by się nie wybrał... Cisza. A po chwili jednak odzew - i kto się odezwał? Turbosprinter, który zjada wszystkich na śniadanie, na półmaratonie zającując na <1:30 narzeka że strasznie mu się nudzi, a w niedzielę będzie pacemakerem na 3:15
Zastrzegłem, że ja tak delikatnie i powoli i w ogóle po obiedzie obżarty jestem - kolega powiedział że on też i nie będzie ciśnienia.
Deklaracje deklaracjami, a po drugim kilometrze trzeba było zluzować bo wyszło 4:33 min/km xD Potem staraliśmy się biec grzecznie i powoli, ale parę razy jeszcze wpadły kilometry ze średnimi typu 4:40
Koniec końców wyszło grzecznie - 17,5 km ze średnią 4:54 min/km. Najlepsze jak podliczyłem kilometry tygodniowe... 99,32 xD ale już nie było jak dorobić, bo już byłem po kąpieli i w pidżamie.
A dzisiaj rano, żeby dobić do 400 - poleciałem sobie spokojnie 15 km po bułeczki. Po drodze odwiedziłem po raz ostatni osiedlową piekarnię, w której kupowałem zawsze pyszne obwarzanki - niestety realia rynkowe ich pokonały i z końcem marca zakończyli działalność
No dobra, teraz najważniejsze.
ŻONA JUŻ WIE. JEST OK.
#bieganie #sztafeta
