Zbrodnia połaniecka. 30 świadków rodzinnej wendetty przysięgło zachować milczenie

Zbrodnia połaniecka. 30 świadków rodzinnej wendetty przysięgło zachować milczenie

gazetapl
Zbrodnia połaniecka to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych z czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W wigilijną noc 1976 roku niewinna i spokojna wiejska sceneria stała się miejscem bestialskiego mordu. Ciężarna Krystyna, jej mąż Stanisław oraz 12-letni Miecio padli ofiarami zbrodni podyktowanej nienawiścią jednego człowieka i jego trzymaną przez lata urazą. Ten sam człowiek sprawił, że ponad 30 świadków zbrodni przyrzekło milczenie, a swoją przysięgę przypieczętowali własną krwią.

Konflikt między dwiema rodzinami - Sojdami i Rojami - narastał przez 28 lat. W tragicznym finale doprowadził do brutalnej zbrodni, w której życie straciło młode małżeństwo oraz 12-letni chłopiec. Genezy zbrodni połanieckiej doszukiwać można się w 1948 roku. Wówczas 19-letni Jan Sojda, który był członkiem zamożnej rodziny chłopskiej, został skazany za gwałt na dziewczynie wypasającej krowy. Za przestępstwo został skazany na osiem miesięcy więzienia, bez możliwości zawieszenia kary. Wśród osób zaangażowanych w jego aresztowanie był Jan Roj - aktywista ORMO, który był nie tylko dalekim krewnym Sojdy, ale także dziadkiem jego przyszłych ofiar. To zdarzenie stało się iskrą, która zapoczątkowała długotrwały konflikt między rodzinami. Dodatkowo zdaniem wielu sytuację zaogniały różnice ideologiczne. Jan Roj, pełniący funkcję publiczną, wymuszał na Sojdach uczestnictwo w pochodach pierwszomajowych oraz głosowanie "3 razy tak" podczas kontrowersyjnego referendum z 1946 roku.

Jan Sojda poprzysiągł zemstę na swoich krewnych

Choć Sojda odbył krótki wyrok, to uczucie upokorzenia i urazy długo pozostawało żywe. Zaledwie TRZY lata po aresztowaniu doszło do tajemniczej śmierci syna Jana Roja, Mariana. Chłopiec padł ofiarą przypadkowego strzału oddanego przez znajomego Sojdy, który rzekomo celował w agresywnego psa. Ta sprawa została szybko zatuszowana, a Sojda niepociągnięty do odpowiedzialności. Poczucie nietykalności oraz wielka na tamte czasy zamożność sprawiły, że szybko zyskał przydomek "króla Zrębina". Zaczął także wierzyć, że ma władzę nad całym regionem. 
W miarę upływu czasu zdawało się, że dawne urazy Sojdy przygasły. Latem 1976 roku doszło jednak do zdarzenia, które zapaliło iskrę nienawiści na nowo. Podczas wesela Krystyny Kality, wnuczki Jana Roja, na którym obecny był Jan Sojda z rodziną, jego siostra, która pomagała w kuchni, została przyłapana na wynoszeniu wędlin i mięsa. Kiedy została upomniana przez matkę panny młodej, oburzyła się, a skradzione mięso spowodowało eskalację konfliktu pomiędzy rodzinami. Sojda postanowił za wszelką cenę osiągnąć swój cel - unicestwić potomków tych, którzy w przeszłości "sprawili mu krzywdę".

Zabójstwo w wigilijną noc. 30 osób patrzyło na śmierć ciężarnej 19-latki i jej rodziny

Tego samego roku w wigilię świąt Bożego Narodzenia Sojda, przygotowując dokładnie swoją zbrodnię, wynajął autokary, którymi mieszkańcy Zrębina mieli udać się na pasterkę do kościoła w Połańcu. Plan zakładał wywabienie przebywających na mszy ciężarnej 19-letniej Krystyny Łukaszek, jej 25-letniego męża Stanisława i 12-letniego brata Krystyny, Mieczysława Kality. Rodzina miała usłyszeć, że muszą wracać do domu, bo ich ojciec "rozrabia po pijaku". Cała trójka chciała wrócić do Zrębina autokarem, jednak Jan Sojda nie wpuścił ich do środka. Mieczysław, Krystyna i Stanisław musieli pokonać cztery kilometry pieszo.
W tym samym czasie ponad 30 osób, które nie planowało udać się do kościoła, spożywało alkohol w jednym z autobusów. Pod pretekstem kończącej się wódki Sojda zaproponował wyprawę po nowe zapasy do Zrębina. Udano się tam całą kolumną, w skład której wchodziła taksówka, prowadzona przez 27-letniego zięcia Sojdy, oraz dwa autobusy PKS. Wtedy Sojda przeszedł do dalszej części planu. Najpierw rozkazał kierowcy taksówki potrącić 12-letniego Miecia. Kiedy dwójka krewnych próbowała pomóc chłopcu, Jan Sojda zaczął ich dotkliwie bić. Stanisław zmarł pobity kluczem do kół autobusowych. Krystyna (w piątym miesiącu ciąży) również zmarła na skutek pobicia. Ponad 30 osób stało się świadkiem tej okrutnej zbrodni, jednak strach przed Sojdą i jego wpływami sprawił, że nikt nie zareagował, a tym bardziej nie poinformował o tragedii władz.

Zrębińska zmowa milczenia miała dowodzić, że zbrodnia była wypadkiem

Ciała ofiar zostały zabrane z miejsca zdarzenia i przewiezione o półtora kilometra dalej, gdzie upozorowano wypadek. Wszyscy świadkowie zostali zmuszeni do złożenia przysięgi na krucyfiks, że zachowają milczenie. Sojda przechodził po autobusie i kazał każdemu pasażerowi przyłożyć do ust krzyż i nakłuć palec agrafką, aby podpisać kartkę krwią. Wszystkim wręczono także pieniądze jako nagrodę za zachowanie milczenia. Po godzinie od zbrodni wszyscy wrócili na pasterkę, by stworzyć sobie alibi. Milicja od razu przyjęła za prawdziwą wersję o wypadku, mimo że kilka dni od znalezienia ciał wioska huczała od plotek o dokonanym morderstwie. W trakcie śledztwa popełniono także szereg błędów, w tym m.in. nieprawidłowo zabezpieczono miejsce zbrodni, a sekcja zwłok przeprowadzona została przez lekarza bez uprawnień.

Sprawcy zostali skazani dzięki zeznaniom 14-letniego chłopca

Wigilijna zbrodnia nadal uznawana byłaby przez organy ścigania za wypadek, gdyby nie zeznania 14-letniego Stasia Strzępka. Chłopak, który w nocy z 24 na 25 grudnia wracał pieszo z pasterki, był świadkiem incydentu. Nie dał się zastraszyć "królowi Zrębina" i już kilka dni po zbrodni krzyczał pod oknami Jana Sojdy i Józefa Adasia, że są mordercami. W sprawie zeznawał także Leszek Brzdękiewicz, który powiedział milicji, że doszło do zabójstwa. Podał także nazwiska sprawców. Niedługo później jego zwłoki odnaleziono w rzece.

Zeznania dwóch osób skłoniły służby do wykonania ekshumacji ciał ofiar. W 1977 po ponownym przebadaniu zwłok stwierdzono, że Krystyna i Stanisław zmarli od uderzeń tępym narzędziem, które nie mogły powstać w wyniku potrącenia. Na tej podstawie oskarżono sprawców wymienionych przez zmarłego Brzdękiewicza. Sąd Wojewódzki w Tarnobrzegu był miejscem przeprowadzenia procesu oskarżonych o zbrodnię. W trakcie dochodzenia przesłuchano ponad 200 osób. W roku 1979 51-letni Jan Sojda, 37-letni Józef Adaś, 30-letni Jerzy Socha i 31-letni Stanisław Kulpiński zostali skazani na karę śmierci. Rada Państwa zastosowała jednak prerogatywę prawa łaski wobec zięciów Sojdy, co zaowocowało zmienionymi wyrokami dla Sochy i Kulpińskiego - pierwszy otrzymał wyrok 25 lat pozbawienia wolności, drugi zaś 15 lat więzienia. Socha został zwolniony po 15 latach, a drugi osadzony wyszedł na wolność po odbyciu 12 lat kary. Sojda i Adaś zostali powieszeni w areszcie śledczym w Krakowie w 1982 roku. 
#historia #truecrime

Komentarze (5)

Zielczan

W tym tygodniu słuchałem podcastu Justyny Mazur o tej zbrodni, brak słów

Wyrocznia

Sojda i Adaś zostali powieszeni w areszcie śledczym w Krakowie w 1982 roku. 


@razALgul lubię historie z dobrym zakończeniem.

Youcancallmedada

Ciekawe historie ma o tym fajny materiał

Sebgat

@razALgul  z innego artykułu: https://detektywonline.pl/spraw-polaniecka-zbrodnia-po-pasterce/


Świadkowie twierdzili, że egzekucji towarzyszyły dziwne i dramatyczne okoliczności. Mieczysława Kulpińska, córka straconego Jana Sojdy opowiada zapłakana:

– Gdy przyprowadzili tatusia z celi śmierci, padł na kolana przed szubienicą i tak powiedział: “Ginę niewinnie, a wy dalej szukajcie winnych”. Wiem to od jednego z naszych adwokatów. To był obcy człowiek, ale jak to opowiadał, nie mógł powstrzymać łez.

Mecenas Zbigniew Dyka, obrońca oskarżonych, mówił przed kilku laty: – Nie było mnie podczas egzekucji Jana Sojdy, bo wyrok wykonano kilkadziesiąt minut przez zaplanowaną wcześniej godziną. To był skandal, bo dla skazanego liczy się każda sekunda życia. Napisałem wtedy skargę do ministra sprawiedliwości. Odpisał mi, że Zakład Karny w Krakowie nie ma doświadczania w wykonywaniu wyroków śmierci.

Rozmówca X. (prosi o anonimowość): – Ksiądz, który tuż przez powieszeniem wyspowiadał Sojdę, wykonał w kierunku prokuratora gest, który wszyscy odebrali jednoznacznie – nikt nie skrzywdził niewinnego.

Zaloguj się aby komentować