@splash545 nie będę w stanie Cię przekonać w debacie, bo nie mam jeszcze tej myśli przygotowanej do prezentacji, ale spróbuję Ci przekazać o co mi chodzi.
Otóż przeskok pomiędzy cierpienie -> neutralność i neutralność -> przyjemność zależy tylko od indywidualnych predyspozycji. To co dla Ciebie jest normą, dla mnie może być cierpieniem. To co dla Ciebie może być cierpieniem, dla mnie może być pracą nad sobą.
Przykład: dla jednego picie alkoholu w pubie to forma pracy nad sobą i wychodzenia do ludzi. Dla drugiego problem bo partnerka mu robi awantury że go nie ma w domu (chociaż nie ma dla niego alternatywy spędzania czasu wspólnie).
Przykład: dla jednego seks pozamałżeński to ogromny grzech. Ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy gdybym został impotentem albo w wyniku wypadku przy pracy został wykastrowany nie próbowałbym przekonać partnerki żeby nie rezygnowała z tej sfery życia. Nie wiem, bo nie miałem nigdy tego problemu.
Jeżeli zgadzasz się z tym, że interpretacja i kontekst zależy indywidualnie od słuchacza, to chciałbym żebyśmy zdefiniowali postać "filozofa", osoby świadomej cierpienia i rozkoszy, z etosem pracy i oddanej pracy nad sobą ponad rozpustę.
Pytanie: czy filozof może poruchać albo się naćpać bez dorabiania do tego moralnej otoczki? Kiedy powinien przestać?