Wczoraj odwiedziłem Tor Ułęż z Jeju Jeju Racing Team. Raczej mało popularne miejsce na mapie motocyklowego torowania, choć bardzo ciekawe.
Jest to teren polotniskowy. Grube kilometry bardzo dobrze klejącego asfaltu, dookoła mnóstwo trawy i jeszcze więcej asfaltu. Około 2300-metrowa nitka wytyczona tak, że większość zakrętów jest nieobowiązkowa - jak przestrzelisz i nie wyhamujesz przed zakrętem, to możesz lecieć prosto, bo tam jest drugie tyle asfaltu lub ewentualnie trawa, gdzie się na spokojnie zatrzymasz. Dwie długie proste, gdzie bez problemu można pod 200 km/h pociągnąć.
Ale. Brak jakiejkolwiek dłuższej patelni, gdzie taki amator jak ja może się wykładać i udawać, że schodzi na kolano. Asfalt, mimo iż klejący, to w wielu miejscach mocno dziurawy. Trzeba się dobrze zapoznać z torem, by się z nim polubić. Znaleźć tę optymalną nitkę, w której nie będziemy testować możliwości zawieszenia. W zakręcie 90 stopni między dwiema prostymi jest nawet jakiś betonowy znacznik lotniczy (chyba) zatopiony w asfalt, po którym oczywiście się jeździ, ale raczej unikamy odkręcania na nim gazu. Zwłaszcza, że metr za nim jest mała górka. No i oczywiście na nitce w prawo są zupełnie inne dziury w asfalcie, których nie ma na nitce w lewo.
Wczoraj było bardzo kameralnie, może z 15 motocykli. Raczej ten tor odstrasza większość ludzi, choć było kilku wyjadaczy (i jedna wyjadaczka) z całym tym torowym majdanem, którym najwidoczniej takie warunki odpowiadają. Przez pierwsze trzy godziny jeździliśmy w prawo (w sesjach po 15 minut), zrobiłem wtedy 52 okrążenia i na każdej z 6 sesji poprawiałem swój czas, a najlepszy ustanowiłem na dokładnie ostatnim okrążeniu (1:19,60) i był on tylko o 0,2 sekundy gorszy niż mój czas optymalny (czyli taki złożony z najlepszych czasów w każdym z sektorów). Rzadkie zjawisko, bo po takim czasie wchodzi już mocne zmęczenie. Kolejne dwie godziny w drugą mańkę, tu doszedłem do (1:23,76) - i tu było zdecydowanie trudniej, bo najfajniejszy zakręt z porannej części, w tę stronę okazał się być dramatycznie dziurawy i na wejściu, i na wyjściu. A inny lekki łuk pokonywany z przednim hamulcem swoimi dziurami dwukrotnie prawie wyszarpał mi kierownicę z rąk, zanim znalazłem na nim lepszą linię.
Przez cały dzień zrobiłem na torze prawie 190 km, czyli ze dwa razy więcej, niż robię na takim Słomczynie czy Jastrzębiu. Ekipa z Jeju Jeju przesympatyczna, w dodatku mają za⁎⁎⁎⁎ste motorki do torowania.
#motocykle #kawasaki #torowanie
A, i pamiętajcie o #codziennepiciu. Jednemu panu trawa przy torze zdecydowanie się przydała. Kończę ostatnie okrążenie, patrzę, a kolega pyrka sobie powoli przez trawę. Nie wiem o co chodzi, jaja sobie robi i skrótem do padoku jedzie? Okazało się, że go odcięło. Z tego co później opowiadał, najpierw ogarnął z zaskoczeniem, że jest na długiej prostej, choć nie pamięta poprzedniego sektora. Po chwili zaczęła mu głowa i lewa ręka opadać, to stwierdził, że jedzie bez gazu w te trawę i tam najwyżej pacnie. Akurat udało mu się zatrzymać, zejść z motorka i pacnąć obok niego. Na szczęście. Torowanie w takim upale to nie rurki z kremem.




