Warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej sprawiło, że zmieniłam o nim zdanie.
Oglądając zdjęcia w internecie tego nowego dzieła architektury, byłam nim oburzona – przypominał mi, jak i wielu innym osobom, kontener pracowniczy z placu budowy. Dziś miałam okazję zobaczyć ten budynek na żywo i, o dziwo, zrobił na mnie duże wrażenie. Zdziwiło mnie to, że miałam już o nim wyrobione zdanie i zupełnie nie spodziewałam się, że można je zmienić. A jednak – czasem trzeba coś zobaczyć osobiście, by przekonać się, że wrażenia mogą być zupełnie inne, niż się spodziewaliśmy.
Być może zrobił na mnie wrażenie dlatego, że lubię tego typu brutalistyczne bryły. Ba, uważam nawet, że budynek wygląda znacznie lepiej z zewnątrz niż w środku – choć jednym z głównych argumentów jego obrońców jest to, że to właśnie wnętrze jest fenomenalne i nie należy oceniać go pochopnie.Z czym się jednak zgodzę, to to, że budynek zupełnie nie pasuje do miejsca, w którym się znajduje. Tworzy przez to dziwny kontrast, który odbiera mu majestat, a dodaje jedynie dziwności. Wydaje mi się, że odbiór byłby zupełnie inny, gdyby stanął w otoczeniu nowoczesnych osiedli, a nie w centrum – na tle komunistycznej architektury. Udało mi się również zwiedzić wystawę, która, cóż... nie trafia do mnie. Mam ogólnie problem ze sztuką nowoczesną – zupełnie nie odczytuję jej głębi.
To, co mogę jednak przyznać, to fakt, że jest to chyba najlepszy sposób na poruszanie ważnych tematów w sztuce. W tym przypadku opisy ekspozycji odgrywały dla mnie większą rolę niż samo obcowanie z dziełami. Choć było kilka prac, które swoją formą mnie zaintrygowały, to raczej nie nabrałam większej wrażliwości na ten rodzaj sztuki.
Największą uwagę w tym budynku przyciągały ogromne drzwi i okna z niepowtarzalnym widokiem na Warszawę.
**Podsumowując: **Polecam zobaczyć ten budynek na żywo. Co do wystawy – trudno mi mieć jednoznaczną opinię, bo albo jej nie rozumiem, albo nie o zrozumienie tu chodzi.
#sztuka #warszawa #muzeum




