Pochodzę z miasta, w którym Tyszkiewicz pełnił funkcję prezydenta. Uważam, że był bardzo dobrym prezydentem, co potwierdza jego imponujący wynik z ostatnich wyborów, w których zdobył 76,78% głosów. Przez długi czas postrzegałem go jako polityka próbującego zachować zdrowy dystans wobec polaryzującego duopolu PO–PiS, co budziło mój szacunek. Niestety, w ostatnich wyborach prezydenckich odniosłem wrażenie, że jego postawa stała się wyraźnie jednostronna — sprawiał wrażenie, jakby wystawiał jedynie laurkę Koalicji Obywatelskiej, bez cienia krytycyzmu.
Mam poczucie, że jego emocjonalny stosunek do PiS-u przysłonił mu szerszą perspektywę, co osłabiło jego wiarygodność jako niezależnego komentatora i polityka. Po wyborach, rozczarowany wynikiem, ogłosił wycofanie się z polityki, obarczając winą za porażkę jedynie społeczeństwo, a nie dostrzegając ewentualnych błędów środowiska koalicji. To moim zdaniem symptom szerszego problemu — oderwania niektórych polityków od nastrojów społecznych i nieumiejętności przyjęcia odpowiedzialności.
Obawiam się, że historia znów zatoczy koło — nowa partia, która miała być alternatywą i odświeżeniem sceny politycznej, ostatecznie zostanie wchłonięta przez PO. I wszystko skończy się tak, jak zawsze.