Uzależnienie sprawiło że wróciłam na wykop, to zapostowałam 10 past o serwerowni i poszedł perm (tzn. ban do 2040 roku, bo tak popsute to mają XD), więc odwrotu nie ma.
Z jednej strony szkoda i mi smutno, z drugiej musiałam to zrobić dla siebie. Zmieniłam się przez te pół roku. Jestem o wiele smutniejsza, zdołowana, wątpiąca, zmarkotniała i zgoszkniała niż byłam jeszcze w 2019 roku. Z rozmarzeniem wspominam czasy jak sama z siebie usypiałam o 21-22 i było to dla mnie równie naturalne co dziś siedzenie do 3-4 rano. Zrobienie czegokolwiek irl jest dla mnie walką, bo liczyło się czy ktoś odpowiedział na mój wpis, czy ktoś zaplusował, czy coś ciekawego mnie nie omija, czy będę mogła kogoś rozśmieszyć swoją refleksją, czy ktoś mnie uzna za wartościową i mądrą osobę.
Po prostu jestem chora. Poległam z swoimi słabościami wpadając w nałóg, który mnie mordował. Teraz to przecięłam. Pewnie będzie mi ciężko, potwornie ciężko, ale dam radę. Musze dać. Dla siebie.
A w sumie ciągle kasując, wracając, kasując, wracając i rozciągając to, tylko robiłam niepotrzebną dramę, i wyglądało to żałośnie, jakby rozterki dorosłej kobiety o portal z gównowpisami nie były żałosne same z siebie. To usunięcie konta na portalu z (nie)śmiesznymi obrazkami, który dla niepokojącej liczby wartościowych i fajnych ludzi zastępuje kontakty towarzyskie po prostu uznam za naturalną kolej rzeczy. Anyway. Maiahi na wykopie znikneła, ale zostaję tutaj. Nie wiem w sumie po co to nawet piszę, ale czuję że się muszę "wygadać" z problemu pierwszego świata, który dla zdrowo funkcjonujących jednostek, którą sama byłam jeszcze rok temu jest naturalny. No nic. Za 2 miesiące pewnie uznam że wpis żałosny i będę nerwowo próbowała go usunąć, tylko ze się nie da, bo po jakimś czasie się to blokuje.