To co, może dzisiaj jakaś ciekawostka lotnicza z PRLu? Historia którą wam opiszę jest bardzo dobrze udokumentowana i pamiętam że kiedyś była często opowiadana w środowisku pilotów.


W lipcu 1970 roku Dowództwo Układu Warszawskiego postanowiło przetestować system obrony powietrznej PRL. Ćwiczenie pod kryptonimem „Zenit-70" polegało na intensywnym naruszaniu polskiej przestrzeni powietrznej przez samoloty sojusznicze symulujące przeciwnika. Jedną z zaangażowanych jednostek był 20. Pułk Lotnictwa Bombowo-Rozpoznawczego lotnictwa czechosłowackiego z Náměšť. Jego piloci latali różnymi trasami nad terytorium PRL-u i symulowali naloty nieprzyjacielskich sił powietrznych. Loty nad cele, tzw. „czajki", były wykonywane w ciągu dnia i w nocy.


14 lipca o godzinie 03:25 do jednego z takich lotów na trasie Náměšť – Kalisz wystartował, kpt František Kružík. Miał to być spokojny lot na wysokości 9500 metrów. Około 35 km po przekroczeniu polskiej granicy pilot poczuł silne uderzenie w swojego Su-7BKL oraz usłyszał potężny huk. Samolot rozpoczął gwałtowne zniżanie, a pilot stracił panowanie nad maszyną. Na wysokości ok. 7000 m podjął decyzję o katapultowaniu i kilkanaście minut później wylądował na polu niedaleko miasteczka Grodków. Krótko po lądowaniu dotarli do niego okoliczni mieszkańcy oraz wezwana milicja. Kapitan Kružík został niezwłocznie przetransportowany do szpitala we Wrocławiu. Cały czas był przekonany, że przyczyną jego katastrofy było zderzenie z niezidentyfikowanym obiektem. O tym, co wydarzyło się naprawdę, dowiedział się dopiero po czasie od polskiego pilota… który go zestrzelił.


Ćwiczenie „Zenit-70" było dla polskiej OPL bardzo wymagające. Duża liczba lotów „naruszycieli" angażowała wszystkie zdolne do działania samoloty. Nad ranem 14 lipca z lotniska zapasowego w Oleśnicy wystartował z zadaniem przechwycenia celu kpt Henryk Osierda. Są różne wersje tej historii. Jedna z nich mówi, że Osierda musiał zmienić wyznaczonego MiGa-21 ze względu na jego awarię (nie mógł uruchomić silnika). Jako samolot zastępczy pospiesznie wyznaczono maszynę z pary dyżurnej uzbrojoną w rakiety R-3S. Jak się później okazało, polski pilot nie wiedział, że pilotuje samolot uzbrojony (gruby błąd zarówno pilota, jak i obsługi technicznej). Tak czy inaczej, po naprowadzeniu go przez punkt dowodzenia przeprowadził całą procedurę przechwycenia i kiedy (w swoim mniemaniu) uruchomił rejestrator rakiety szkolnej i z przerażeniem mógł obserwować start i oddalającą się w kierunku celu rakietę bojową, która po chwili dotarła do celu i eksplodowała w okolicach silnika Su-7. Osierda gdy zdał sobie sprawę co odwalił jeszcze przez dłuższą chwilę krążył po okolicy szukając otwartego spadochronu czechosłowackiego pilota, niestety w ciemnościach był w stanie zlokalizować jedynie 2 pożary na ziemi wywołane przez upadek zestrzelonej maszyny. Osierda wrócił na lotnisko bardzo przygnębiony myśląc że właśnie zabił innego pilota.


Jako rekompensatę Polska oddała jednego ze swoich samolotów Su-7, którego odprowadził z Bydgoszczy do Czechosłowacji zestrzelony wcześniej kpt Kružík. Maszyna u pepików dostała nazwę „Polák“ i służyła jeszcze długie lata. Pechowy pilot został również zaproszony wraz z rodziną na wczasy nad polskie morze, na które udał się wraz z kpt Osierdą oraz jego rodziną. Panowie zaprzyjaźnili się i po fakcie utrzymywali ze sobą kontakt.


Kružík w swojej karierze jeszcze raz musiał się katapultować z uszkodzonego Su-7, po tym zdarzeniu stwierdził że pi⁎⁎⁎⁎li tę robotę i przeszedł do służby naziemnej.

Osierda miał przez wiele miesięcy kłopoty w związku z incydentem i wielokrotnie był przesłuchiwany przez polską prokuraturę, co doprowadziło go do rozstroju nerwowego. W 1971 roku zginął pilotując MiGa-21.


#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #lotnictwo #samoloty

01f24cd2-6f56-4b05-9e49-e7e9e5eee95a

Komentarze (10)

Opornik

@TheLikatesy LooooooOoOOOOoooo000L

Taxidriver

Nic bardziej sowieckiego dziś już nie zobaczymy.

TheLikatesy

@Taxidriver jesteś pewien? Jeszcze parę minut do północy zostało, a w sumie wczoraj wypadała rocznica oblatania An-225 Mrija. W związku z czym fb mi przypomniał historię pierwszej wyprawy tej dumy ZSRR i jej załogi na paryski Salon Lotniczy Le Bourget, to historia iście w sowieckim stylu ;))

Taxidriver

@TheLikatesy no to opowiedz.

TheLikatesy

@Taxidriver https://youtu.be/4EW2-c-w-0A W powietrzu olbrzymi samolot zaprezentował się wówczas niezwykle efektownie i zrobił na kapitalistach znakomite wrażenie. Gorzej jednak poszło radzieckiej ekipie po lotach, kiedy "ruszyła w miasto"...
Wrażenia z Paryża wspomina Anatolij Wownjanko z biura konstrukcyjnego zakładów Antonowa:
"Po raz pierwszy byliśmy za granicą. Nastraszeni przed wyjazdem przez oficerów KGB, baliśmy się wszystkiego (przed podróżą zebraliśmy się w Minawiapromie, gdzie zostaliśmy poinstruowani jak się zachować oraz jakiego rodzaju prowokacje przeciwko nam mogą zorganizować wrogie służby specjalne, itp.).
Z ośmiu dni na salonie lotniczym dwa dni przeznaczono na wizytę w Paryżu. Zaprosili mnie do miasta dwaj znani i cenieni szefowie departamentów. Nie ujawnię nazwisk. Jak powiedziałem, mieszkaliśmy w hotelu trzeciej klasy, gdzie rano nie było absolutnie żadnego jedzenia: tylko bułki, dżem, herbata, kawa. Jedynie kiedy byliśmy przy naszym samolocie, w porze obiadowej jedliśmy przywieziony ze sobą prowiant złożony z konserw rybnych, smalcu i czarnego chleba. A kiedy wyszliśmy w miasto, oni nic nie jedli ani nie pili. Bali się nawet pójść do płatnej toalety, bo co jeśli później się nie otworzy, kiedy są w niej automatycznie bramki? Pieniądze oszczędzali gdzie tylko się dało. Tak więc ci dwaj wodzowie chodzili po Paryżu przez pół dnia i w końcu usiedli w parku na ławce, aby się zrelaksować. Jak później powiedzieli na ławce naprzeciwko spał bezdomny. Obudził się, wyjął z torby kanapkę i zaczął ją jeść. Opowiadają mi potem: ”on je, a my [głodni] patrzymy na niego". W końcu zaoferował im tę kanapkę, której się przestraszyli i szybko uciekli.
[...]
Razem z Gienadijem (pułkownikiem KGB) jeździłem cały dzień po Paryżu. Kiedy wieczorem zebraliśmy się w hotelu, Giena mówi: „Chodź, kupmy i napijmy się francuskiego wina”. Poszliśmy do sklepu choć nie znamy języka i wybieramy. Bierzemy pół litra, na etykiecie jakby "wino" było napisane. Następnie Giena mówi: „będzie mało!”, wzięliśmy więc jeszcze 0,75. Wyszliśmy na zewnątrz i patrzmy - gdzie tu by wypić? Poszliśmy w stronę budynków mieszkalnych, a tam ludzie odpoczywają kulturalnie na ławkach, na ulicy dużo ludzi. Ogólnie rzecz biorąc, usiedliśmy za domem i otworzyliśmy najpierw pół litra. Spróbowałem i mówię „coś jest nie tak ...” Giena spróbował i powiedział: „ocet winny”. Krótko mówiąc, wyrzuciliśmy go. Otworzyliśmy drugą butelkę i wypiliśmy duszkiem z gwinta [żeby zabić smak octu? - przyp. ZW]. Ponieważ nie jedliśmy ani nie piliśmy nic przez 12 godzin byłem całkowicie pijany. Ledwo dotarłem do hotelu, do którego szliśmy jeszcze całą godzinę."

Byk

Znam inną anegdotę związaną z naszym lotnictwem wojskowym.


Moja mama dużą części swoje kariery zawodowej przepracowała w laboratorium Wojska Polskiego. Jednostka, w której pracowała zajmowała się przede wszystkim badaniami nad paliwem lotniczym i wszelkimi płynami wykorzystywanymi w lotnictwie. Jej bezpośrednim przełożonym był Płk dr inż. Wiesław Górski. On i jego żona byli dobrymi znajomymi moich rodziców.

,,Wujek" miał wiele zasług dla naszego WP, ale jak już miałem kilka lat więcej, to opowiedział mi z czego jest w wojsku najbardziej znany.


Otóż samoloty latające na dużych wysokościach nie posiadały zimowego płynu do spryskiwaczy do mycia szyb. W tak niskich temperaturach sprawdzał się tylko czysty spirytus, który piloci, załoga naziemna zużywali w niebotycznych ilościach.


W końcu ktoś w dowództwie postanowił ukrócić ten proceder i zwrócili się do pułkownika o opracowanie dodatku do spirytusu, który spowodowałby, że spożycie stałoby się a wykonalne.


Pułkownika zadanie wykonał i od tej pory, w jakiej jednostce by się nie pokazał, zawsze pokazywali go sobie palcami, z czego miał nie mały ubaw.

Nie pamiętam, co to był za dodatek, pamiętam tylko, że powodował, że ciecz stawała się niesamowicie gorzka w smaku.


http://www.paliwa.pl/strona-startowa/archiwum/pozegnanie-pana-wieslawa-gorskiego

Xavy

@Byk wujek samo zło

Xavy

@Byk a przy okazji - od razu mi się przypomniała anegdota z książki Wiktora Suworowa: kiedy został dowódcą kompanii czołgów, to ci jego czołgiści (chyba podczas inwazji na Czechosłowację) w chłodnicach przemycali spirytus (a może w tych ruskich czołgach był faktycznie spirytus stosowany? nie pamiętam i nie znam się) i pili na potęgę. Dowództwo długi czas nie mogło się zorientować, skąd biorą towar

Xavy

@Byk czyli jednak, jak to w ruskim czołgu - wystarczyła byle kałuża, żeby tank mógł być schłodzon

Zaloguj się aby komentować