To będzie truizm, ale obserwacja ludzi bywa fascynująca, a rzeczywistość potrafi napisać takie scenariusze, których chyba nie dałoby się wymyślić, a przynajmniej ja bym nie potrafił. Koleżanka-Organizatorka @Wrzoo zażyczyła sobie, żeby w tej edycji zabawy #nasonety zawrzeć w swoich wytworach motyw śmierci. Zwykle takie życzenia (z większą bądź mniejszą premedytacją) olewam, ale nie tym razem. Tym razem życzenie otworzyło mi w głowie kilka klapek, a to, co spod tych klapek mi się powysypywało, niepokoiło na tyle, że trzeba było jakoś to w sobie uporządkować. W taki właśnie powstał wytwór poniższy, z którego zamierzam się trochę wytłumaczyć.
Mam koleżankę. A raczej miałem, bo od bardzo dawna już się nie widzieliśmy i nie rozmawialiśmy ze sobą i pewnie oboje zmieniliśmy się przez ten czas na tyle, że spotkanie, gdyby do niego doszło dziś, mogłoby okazać się cokolwiek niezręczne. Koleżance tej, już ponad dziesięć lat temu, zmarł partner. Zmarł we śnie, nie wiadomo dlaczego, sekcja zwłok nie wykazała przyczyny. Po prostu rano się nie obudził. Koleżanka przeżyła żałobę, a później zaczęła żyć dalej, znalazła sobie między innymi nowego partnera. Ostatnio mignął mi gdzieś jej wpis z okazji tej smutnej rocznicy, w którym napisała, że być może kocha dwie osoby jednocześnie. Cieszę się, że udało się jej sobie z tym wszystkim poradzić i że wydaje się być szczęśliwą (mam nadzieję, że rzeczywiście jest), a wspomnienie tej koleżanki i jej wpisu to pierwszy z przyczynków do powstania tego co poniżej.
Kolejne przyczynki są już czysto literackie. Pierwszym z nich (a drugim w ogóle) jest chyba mój ukochany wiersz, wiersz pana Stanisława Barańczaka *** / Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka . Wiersz, którego moje rozumienie, wraz z moją stopniową zmianą podejścia do świata, bardzo się zmieniło i uważam, że to moje obecne rozumienie go nadaje mu jeszcze większego sensu i prawdziwości. I może to właśnie dlatego podoba mi się on coraz to bardziej i bardziej – czyż odbiorca nie ma prawa ugniatać sobie utworu (szczególnie poetyckiego) tak, jak mu to akurat pasuje? Drugim z kolei utworem, też w temacie, który zadość daje życzeniu Koleżanki-Organizatorki i z którego ukradłem motyw zawarty tak w tytule mojego wiersza, jak i w jednym z jego wersów, jest tekst autorstwa pana Romana Kostrzewskiego, tekst do piosenki Łza dla cieniów minionych , którą to piosenkę pan Kostrzewski wykonywał wraz z zespołem Kat.
Ech. Dłuższy mi ten wstęp wyszedł niż sam wiersz. Może dziś nie mam dnia poety, ale dzień eseisty albo innego felietonisty?
***
Okręt twój płynie dalej
Co wieczór o tej samej godzinie,
kiedy zmęczona już się położyła,
kiedy bezpiecznie się kołdrą okryła,
ty przychodziłeś. Żeby być przy niej.
Mówiłeś jej wtedy, że wszystko minie –
tak jej mówiłeś, gdy się martwiła.
Minęło –dziś już jej nie ma, bo dziś już: była.
A okręt twój? Cóż – dalej płynie.
Wspomnij ją czasem, rano się budząc;
tę pamięć o was pielęgnuj w sobie,
tylko nie cumuj przy tym jej grobie.
Płyń! – być może ku nowym cudom? –
po łez przypływie gdy opadnie rzeka,
podnieś kotwicę! Płyń i nie zwlekaj!
***
Ponieważ dużo pisałem o tym spełnianiu życzenia Koleżanki-Organizatorki, podrzucę jeszcze jeden utwór, który mi się z tematem skojarzył, a który ogromnie mi się podoba, choć to, co autor chciał (tak mi się wydaje) w tekście zawrzeć zrozumiałem dopiero przy którymś kolejnym przesłuchaniu (no i nie odnajduję w nim inspiracji do wytworu swojego, chyba że to jakaś inspiracja bardzo mocno podświadoma). Ale tak piosenka, jak i jej tekst uważam za wyjątkowo piękne, wobec czego chciałem się z Państwem utworem Nad wyraz w wykonaniu pana Marka Dyjaka podzielić.
***
EDIT: Oj, nieładnie się zachowałem wspominając autora słów do jednego utworu, a do drugiego nie. Ten piękny tekst do piosenki Nad wyraz napisał pan Jan Kondrak, z którego twórczością mam ogromną ochotę się szerzej zapoznać.
#nasonety
#zafirewallem