słyszałem od radnego z gminy (na memie to nie moje miasto, nawet nie blisko) że drzewa wycięli bo liście spadały na jesień. szok! teraz mamy na "rynku" jakieś tuje i chyba 2 krzaki róży czy coś. ktoś mi może wyjaśnić, czy za tymi "rewitalizacjami" stała jakaś logika, czy to są tylko jakieś wały typu "trzeba coś zrobić bo dotacja przepadnie".
ostatnimi laty znowu "bezpieczeństwo". kilkanaście przedwojennych drzew proboszcz "musiał" nakazać wyciąć, bo stwarzały zagrożenie dla wiernych. jak?
szpaler 80-letnich kasztanów wycięty bo je zaatakowała choroba. super, już się nie rozniesie na inne, bo k***a wszystkie w gminie wycięliśmy. badum-tss.
pominę wycinanie wszystkiego na 100 metrów wszerz drogi, bo się ktoś może zabić o drzewo.
a w ostatnich latach, jak była ta luka w przepisach, jak władza nasza kochająca narodowa zmieniała prawo, to wycięto wszystko. przy szkole, przedszkolu, ośrodku zdrowia i wszystkie stare drzewa wzdłuż głównej ulicy i pobocznych znajdujące się na prywatnych posesjach.
rozmawiałem z panią doktor z tego ośrodka zdrowia i ona popierała tą wycinkę, bo "liści było dużo, a to przecież miasto (3000 mieszkańców)"
jaka za tym stoi logika? czemu ludzie to robią? czy ktoś ma jakieś informacje "z wewnątrz" jak takie decyzje zapadają?










