❤️
Tak więc "alfons" i "gangus" został prezydentem, a jakoś nie ma ani marszów w obronie demokracji, ani okrzyków grozy, a nawet płaczu i zgrzytania zębów. Jeszcze niedawno premier drżącym głosem ogłaszał istny koniec świata, który niechybnie nastąpi, jeśli - drodzy rodacy - nie zagłosujecie za przyzwoitością, a teraz nagle nie ma sprawy, koalicja rządząca płynnie wróciła do swojego zwykłego stanu względnej równowagi podszytej zrzędliwością. W takich chwilach odsłania się cała teatralność życia publicznego, jego cudowna niekonsekwencja, słowa, słowa, słowa, złodzieje, ruscy agenci, bandyci, my - demokraci, wy - autorytarna ciemna masa, a właśnie nie, bo to my - demokraci, a wy - zdrajcy na rzecz Niemiec, wszystko to przez osiem miesięcy kampanii grało i buczało, Matecki z Giertychem węgla pod kocioł dosypywali, buch, jak gorąco, uch, jak gorąco - pisał premier na tłiterze w przerwie między "wsadzeniem Ziobry" a "Trybunałem Stanu dla Glapy" - ale ostatecznie żadna tam para buch, koła w ruch, tylko wszystko gdzieś flaczeje i na boki uchodzi.