"Sternik"
Od wielu godzin żeglując, jestem lądu spragniony.
Czy moja mała łajba, bezkresną toń tą przemierzy?
Pod czarną kopułą zmierzchu, stałem się zagubiony.
Ile jeszcze zostało? Los mi się z tego nie zwierzy.
W dali widzę światełko, po trudzie cud się należy.
Widok podziałał jak bryza, czuję się ocucony.
Budzę krzykiem załogę, przydadzą się pomagierzy.
Wnet widać Zanzibar, witają nas wiązów korony.
Cumę przejmuje bosman, jachcik zostaje wciągnięty.
Szepce do mnie dyskretnie, sąsiadów to macie męty.
Taki to właśnie naród, sprawcy to Żydów pogromu.
Wyciągam śląską i grilla, wcale nie jestem przejęty.
Teraz walka z Krakenem, nie pijem dziś samogonu.
Rano bardziej od wody, potrzeba mi ibupromu.
Żeby nie było, że mnie znów fantazja ponosi i jakieś pierdoły pisze. Powyższy sonet jest wiernym opisem rejsu wyczarterowaną łodzią motorową(bez patentu), z portu Skłodowo do portu Zanzibar na Mazurach. A na Mazurach jak to na Mazurach - pełno jest Niemców i niezbyt ich tam lubią. Dialog z bosmanem złagodzony
#poezja w bitwie #nasonety czyli #tworczoscwlasna w kawiarence #zafirewallem