Popełniłem wczoraj taki fakap w pracy, że nawet jak teraz to piszę to robię się czerwony.
Wchodzi chłop na oko jakieś 30 lat nie więcej , babą, która wyglądała jak jego matka. Rozglądają się, daję im chwilę po czym atakuje pytaniem czy w czymś pomóc. Pani mówi, że robią remont i szukają płytek do kuchni. Po ustaleniu podstawowych spraw jak format kafla, kolor czy ma jakąś wizję (bo założyłem że to i niej jest remont i wzięła syna by jej doradził) pokazuje im płytkę. Pani trochę kręci nosem więc szukamy dalej.
Parę chwil później gość podchodzi do płytki, którą pokazałem jako pierwszą i prosi by coś więcej powiedzieć o jej parametrach. Mówię mu że oglądali już tę płytkę ale Pana mamie się nie spodobała. Gość w tym momencie patrzy na mnie zdziwiony i pyta:
- Mojej mamie?
(Tu powinna się mi lampka zapalić czy coś ale oczywiście się nie zapaliła)
- No tak. Pokazywałem ją jako pierwszą ale Pańska mama powiedziała ze wzory są zbyt wyraźne jak dla niej
Gość patrzy na mnie jakoś dziwnie, ja myślę o co chodzi i tę niezręczną ciszę przerywa wołanie pani, która uznałem za mamę gościa, bym sprawdził dostępność płytki.
Płytki były na stanie, dobiliśmy deal, wyjeżdżam paletą przez drzwi, pan chwycił paczkę ale zorientował się że nie otwarł bagażnika i woła do kobiety, która z nim była:
- Myszko, otwórz bagażnik
I wtedy zaskoczyłem że pani, wprawdzie może nie wyglądała młodo ale była jego dziewczyną (nie mieli obrączki). Mimo że to było parę paczek, to czułem się jakbym ta wydawka trwała wieczność.
#gownowpis
