Po totalnym fiasku poprzedniej wycieczki do Pierdas Ruchas, czy tam Piedras Rojas, z kolejną wiązałem zerowe oczekiwania co do atrakcji czy widoków, żeby się nie rozczarować. No i przede wszystkim skorzystałem z usług innej agencji. No i znów - czemu agencja, a nie na własną rękę? Po prostu samochodów na wynajem był totalny brak, a łapanie stopa na pustyni jest jakieś takie nie wiem.
Pisałem, że nie miałem żadnych oczekiwań - ok, poprawka - miałem oczekiwania, że zobaczę ten cały porzucony autobus na środku pustyni, bo wyglądał dość klimatycznie. Choć tak jak się można spodziewać, gromadzą się wokół niego niewielkie tłumy, stąd o fajną fotę na Instagrama ciężko (wiem wiem, znowu cringe i atencja, ale tak się niektórzy ludzie zachowują poza hejto czy portalem na W, w tym ja - można mnie już z błotem mieszać i stygmatyzować).
Jaka jest historia tego autobusu? Jak do tego doszło? Nie wiem. Ale dość już cytowania Zenka Martyniuka. Faktycznie niezbyt pamiętam historię opowiedzianą przez przewodnika po hiszpańsku, bo jak już niejednokrotnie wspominałem - przeciętny lokalny pies rozumiał więcej słów niż ja. Jedyne co wiem, to nie była to historia jak w filmie Into the wild (choć wizualnie można mieć z nim skojarzenia i czasem się wykorzystuje to podobieństwo w ulotkach reklamujących wycieczki w to miejsce). Niektóre źródła podają, że był to bus wożący ludzi do wyrobisk soli, inna, że busem podróżowało jakieś tam małżeństwo podróżników i po prostu im się on rozkraczył nie do naprawy na środku pustyni (ale bez żadnego tragicznego zakończenia). Mogłem się pokusić o stworzenie jakiejś niesamowitej i absurdalnej pasty i na koniec napisać "tak naprawdę wszystko to zmyśliłem, bo nie wiem jak było naprawdę", ale mi się nie chce
Właściwie nie wiem, czy pamiętam cokolwiek znaczącego z tej wyprawy. Miało być podjechanie pod busa - było. Miało być łażenie wśród dziwnych formacji skalnych bogatych w sól - było. Miało być łażenie po piaszczystej wydmie - było. Na koniec mieliśmy oglądać zachód słońca w ładnym miejscu i to też w sumie było, ale zrobione po łebkach. Co mam na myśli? Otóż zachód słońca to jedno (żółta kulka chowa się za horyzontem), a feria barw na nieboskłonie to drugie. Drugie występowało na pustyni Atacama co najmniej 20 minut po pierwszym - wówczas kolor nieba robił się najpierw intensywnie pomarańczowy, a potem przechodził w mieszaninę różu, fioletu i żółci. To był naprawdę wspaniały spektakl, no ale... tego akurat podczas wycieczki nie było, bo 5 minut po zachodzie spakowali nas do autokaru i wwieźli do miasteczka, co zajęło drugie pięć minut, bo znów trochę poszli na łatwiznę i wybrali pierwsze lepsze wzgórze poza miastem.
Co więcej, z miejscówki, którą wybrali na zachód słońca widziałem jak na dłoni Altos de Quitor - miejsce, na które sam chciałem się wczłapać pieszo kolejnego dnia na zachód słońca właśnie i tam, niepopędzany przez nikogo, siedzieć ile dusza zapragnie i to najpewniej w samotności, bo nie prowadziła tamtędy żadna samochodowa droga. Ale o tym w kolejnym wpisie, ostatnim już z Atacamy i najpewniej przedostatnim z całego Chile.
#polacorojo #podroze #atacama #chile
6ce8c3ee-b1b0-4ee5-a3c8-2a70f648ae6f
ed1088fd-3021-4b4c-8cf2-50a635a0971d
36f776bd-9e1f-4e02-8707-7fa711b846b9
498744ae-08a8-455c-b69f-79d6b843fa2c
11eeb221-6109-42c2-8f39-0b62204726f3
michalnaszlaku

Każdy Twój kolejny wpis zniechęca mnie jeszcze bardziej do biur wycieczkowych Czekam na więcej.

Ale miejsca z fotek bardzo fajne.

Sniffer

@michalnaszlaku wiedziałem, że Twój komentarz w tym tonie pojawi się pod wpisem

pastowany_tapir

Trzeba było wejść na jakąś pokopalnianą hałdę w Wałbrzychu. Bliżej, taniej, niektórzy znają język polski a widoki dokładnie takie same...

Esubane

@pastowany_tapir niektórzy znają język polski XDDD

Sniffer

@Esubane z tego samego skisłem

vredo

Jako bezsensowną i nikomu nie potrzebną ciekawostkę dodam, że założycielem Pierdas Ruchas był Pedro Jebieraz Alerano. Polski szlachcic czyli Pietrek herbu Okurwajużponiedziałek.

Zaloguj się aby komentować