Po kołchozie spać nadal nie mogę, temperatura w przechowalni spadła przy ciagle otwartym oknie przez 6,5h zaledwie o 0,5’C, tj. do 26,9’C. Ponadto nie powinienem tego robić, ale ogarnął mnie strach, ból w klatce, zastanawianie się nad tym bezsensownym życiem, rozpatrywanie swojego nieudacznictwa, myśl o śmierci, o braku czegokolwiek w przyszłości, swoje próżniactwo, lenistwo, strach przed zrobieniem czegokolwiek, stagnacja, stopniowe zubożanie, problemy, i tak dalej i tak dalej… no aż musiałem se łyknąć 500mg tramadola na ten ból istnienia, w piątek zresztą też po tym liście z sądu. Boję się i nie mam siły… nic nie sprawia radości, brak zainteresowań i hobby, jakiejkolwiek aktywności, nawet już spierdotripy mnie nudzą bo chodzenie ciagle w tym samum miejscu, nie oglądanie żadnych filmów czy czytanie książek, nie słuchanie muzyki, strach przed współlokatorem i ukrywanie się, burdel który zostawia, strach przed podwyżkami za prąd i gaz od lipca. Chęć zmiany prący bo mnie wkurwia, ale i tak nigdy jej nie zmienię (kiedyś pracowałem 7 dni w tygodniu i chyba byłem szczęśliwszy), no i tak można ciągnąć w nieskończoność. Chciałbym się już nie obudzić i zasnąć snem wiecznym. Przepaszam za te zalesie, ale boję się, chodzę po pokoju od drzwi do okna i tak w kółko. Ja nie chciałem się urodzić, po awanturze z tym sądem przeszło pół roku nie widziałem mamy i się nie kontaktowaliśmy jak się przeprowadziła za miasto, zadzwoniła i mam przyjechać, ale po co? O czym tu rozmawiać jak się nie da rozmawiać z osoba, która i tak nic nie wie, bez sensu to… chyba tylko pojechać żeby się pokłócić bardziej. Nie wiem co robić mam, wolałbym się zapaść pod ziemię, zdechnąć. Czy to tylko wymówka na to wyszystko, że to tak ze mnie wypompowało jakąkolwiek chęć do czegokolwiek? Jak to ogarnąć, złote czasy już minęły, teraz to będzie równia pochyła, to moja wina…
#przegryw