Pamiętacie te wszystkie śmieszkowe posty o pracy w januszexie i o tym, jak op zrobi coś tam i że więcej info będzie po 16? No więc dziś w mojej sytuacji w #pracbaza się chyba trochę wyjaśni (choć znając życie zapewne niewiele). Dziś bowiem dyrekcja ma wyciągać swoje największe działa i dowodzić.. No właśnie - teraz już nie wiem czego. Czy tego, że "akcja reorganizacja, k...wa!", czy też tego, że "my źle policzyliśmy obciążenia, to nieporozumienie itd." Bo o ile jeszcze w zeszłym tygodniu dyrektor był strasznie pewny swego, o tyle już w poniedziałek podobno zaczął wycofywać się rakiem ze swoich pozycji. Mam nadzieję, że moje słowa się jeszcze dziś źle nie zestarzeją, ale wiem, co też oni (czyli dyrekcja) źle policzyli - głosy na radzie instytutu. Przez te parę dni bowiem ciężko pracowaliśmy, by przekonać kilku jej członków do tego, że coś bardzo złego się tu odjaniepawla. Ale robiliśmy to merytorycznie, ani razu nie zająknąwszy się o tym, że wiemy z bardzo pewnego źródła, że dyrektor chce zwolnić moją koleżankę, by wcisnąć na jej miejsce swego kumpla i że nie mogąc tego zrobić legalnie (bo wszystkie przepisy stoją za nią), postanowił "wywrócić stolik" i zrobić fejkową reorganizację. Oczywiście nie śmiem się cieszyć ewentualnym zwycięstwem, ponieważ tak aroganckiego człowieka jak nasz dyrektor to ze świecą szukać, więc nikt nie wie co też się dzisiaj wydarzy.
Nie powtarzajcie tego nikomu, ale jak myślałam sobie przez ostatnie dni o tym wszystkim, to doszłam do wniosku, że gdyby na fali owej "reorganizacji" mnie również "zreorganizowano" (dla wyjaśnienia - dyro twierdzi, że mój zakład ma aż 1000 godzin zajęć, których to nie my powinniśmy prowadzić, ale inne zakłady - a 1000 h to cztery etaty, więc jak je chcesz zabrać z danego zakładu to tym samym wywalasz jego pracowników), chyba bym odczuła ulgę. Nawet gdyby wiązało się to z zostaniem na lodzie.
Tymczasem trzymajmy się wszyscy w tym dziwnym świecie
#praca