@FriendGatherArena Praca, definitywnie. Skąd wiem? Bredzę, ale sensownie.
Otóż moj rodzic-nauczyciel podczas mojego życia transformował z miłego w nauczycielskiego. Dziadek w tym czasie transformował z profesora w anioła ogrodowego, a babcia - nauczycielka z mentalności piguły, wymagającej dominatrix stała się potulną jak baranek babcią, która swoje wnuki kocha najbardziej, a im jest ich więcej kilogramów tym lepiej. Swoje stresy zwyczajnie zajadała.
Okres retransformacji z nauczyciela do "zwykłego człowieka" trwał w ich przypadku 7-10 lat.
Ta metamorfoza polega na tym, że nauczyciel musi co nieco wychowywać dzieci nieswoje. To wymaga budowania relacji z nimi.
Wlasne dzieci przez takiego nauczyciela są często traktowane jak najgorsze, bo jest przecież tyle materiału porównawczego. Ewentualnie swoje dziecko jest wisienka na torcie w polewie ze złota i kładzie się w nim ogromne nadzieje, niemożliwe do zapewnienia. No chyba, że trafi się na ultra hardkor tryb "ja go wychowam" z używaniem dziecka jako materiału eksperymentalnego do nauki innych. Widziałem takich ludzi, uczyłem się z nimi. Dwojka z nich strzeliła samobóje, kilku siedzi w psychiatryku, a jeden nawet zostal..... TAK - nauczycielem xD
Jak ktoś chce być nie z przymusu nauczycielem, to od razu odradzam, lepiej być farmaceutą lub księgowym.
Jeszcze w czasie pre-UE, jako, że nauczyciel faktycznie uczył i miał z tego coś poza wynagrodzeniem (bo nauka nie była sprowadzona do rangi umiejętności), to na zakończenie roku kwiatów było tyle, że mieściły się w 3 wanny, a bombonierek, ciast, słodyczy, długopisów etc. było tak dużo, że zamykałem je w takim wiatrołapie 2mx2m.