Mickey 17, czyli jak z ciekawego pomysłu zrobić sztampę. Może na początek o tym czego w tym filmie nie ma: brak tu głębszej refleksji o paradoksie teleportacji, choć temat filmu o to woła, wręcz krzyczy (jest tylko pobieżne liźnięcie problemu na potrzeby opowiadanej historii). Nie jest to ambitne sci-fi, są za to klisze przewalcowane przez amerykańskie kino tak wiele razy, że proszą o litość i o zasłużony spoczynek. Choć film zaczyna się całkiem nieźle, im dalej w film, tym więcej sztampy. Lekkość narracji zamienia się w banał, by w grande finale natężenie banału wywaliło poza skalę.
Ale film nie jest beznadziejny. Efekty specjalne na bogato. Pattison błyszczy. Prowadzona przez niego narracja i akcent genialnie wkomponowywują się w postać Mickiego. Film ma swoje momenty.
Ja po pierwszym teaserze miałem jedak nadzieję na ambitne sci-fi, a po pierwszym zwiastunie na chociaż dobrą zabawę i nieszablonowe podjeście. Pewnie dlatego czuję się rozczarowany.
#filmy

