@Tau_Y Urodziny Oli Kordas mają swoją pastę nawet:
Z tym czy w historii polskiego youtube i polskiej kinematografii w ogóle powstał obraz smutniejszy niż słynne "Trzecie urodziny Oli Kordas" można polemizować, ale jeśli chodzi o wybór najbardziej przytłaczającego fragmentu no to tu już, w mojej opinii, jest on bezsprzeczny. Pozwolę sobie opisać dlaczego właśnie w drugiej godzinie i siedemnastej minucie przez dosłownie pięć sekund widz może doznać największego egzystencjalnego bólu przez scenę której jest świadkiem.
Umiejscowienie: Jest już półmrok, słońce zaszło za lasem, w tle stoi przewijający się dość często w filmie Volkswagen Passat IV w wersji kombi na elbląskich rejestracjach, znajdujemy się w podwórzu, trawa jest niechlujnie rozkrzewiona w rzadkich kępach lub już totalnie wydeptana, w dali widać kontury sporego lasu.
Akcja: Widzimy w kadrze nadal młodą, ale zaniedbaną kobietę. Widoczna jest otyłość, ma włosy upięte na szybko. Ubrana schludnie, jednak widać, że jest to raczej odzież ze sklepu typu "tani ciuszek" zakupiona w rynku jakiegoś najbliższego miasta powiatowego. Kobieta popycha wózek w przód i w tył, prawdopodobnie po to aby uspokoić lub uśpić dziecko, co dla widza już wydaje się bezcelowe - wiadomo bowiem, że w tym hałasie dziecko nie uśnie. Kobieta jest wyraźnie skupiona na śpiewaniu piosenki, której słowa plącze i zapomina, ale widać też determinację na jej twarzy, czeka na coś w napięciu. Rozluźnienie nadchodzi wraz z refrenem i głośniejszym niż dotąd wykrzyknieniem z uśmiechem “facet to świnia!“. Jest to w gruncie rzeczy, mimo wesołości na twarzy śpiewającej kobiety, moment wprost przybijający. Załóżmy tu dwa możliwe scenariusze: Pierwszy - że wśród gości na urodzinkach Oli Kordas znajduje się (zapewne już pijany) ojciec dziecka, który wpisuje się w sporej części swojego charakteru w treść piosenki zespołu Big Cyc "Każdy facet to świnia", lub drugi scenariusz - ojca nie ma bo odszedł lub siedzi “na saksach”. Moment wykrzyczenia refrenu znanej piosenki, słów “facet to świnia” z uśmiechem na twarzy jest więc swoistą chwilą wyrwania się z kajdan, kiedy kobieta widoczna na filmie może bez obawy o bycie uderzoną, zwyzywaną, poniżoną, pod płaszczykiem zabawy karaoke powiedzieć co naprawdę myśli o ojcu swojego dziecka bądź nawet wszystkich mężczyznach na około. Wyraźnie da się odnotować, że po wyśpiewaniu refrenu pojawia się na jej twarzy radość i ulga, zaczyna jakby bardziej energicznie kiwać się do piosenki i odsuwa wózek od siebie nieco dalej, jest odprężona. Następnie kamera przechodzi na będącego już pod silnym wpływem alkoholu mężczyznę, jednego z głównych gwiazdorów całego filmu, który w niedowierzaniu pyta (kamerzystę, pozostałych gości?) “coo?“. Jest zaskoczony słowami, które słyszy, nie przywykł do tego, że obelgi są kierowane w jego stronę i to przez kobietę, jego mina wyraża absolutne zagubienie w tej sytuacji. Kamera robi szybkie przejście na dziewczynkę stojącą u jego stóp i to kolejny smutny moment, bo można tu wpaść w zadumę nad tym, że obecnie dziewczynka nie rozumie dlaczego jej tato, wujkowie, dziadkowie i koledzy są w piosence nazywani "świniami", jednak antycypując, biorąc pod uwagę środowisko i okoliczności, można przypuścić, że dowie się tego za około 15 lat.
W ciągu 5 sekund filmu widzimy tu wszystko: napięcie, stres, nadzieję, nagrodę, ulgę, smutek, zagubienie, niezrozumienie. Skupienie tylu emocji przy tak ubogiej formie sprawia, że ciężko będzie największym tuzom polskiego kina przebić ten fragment jakąkolwiek sceną.