Kamperem do Turcji. Listopad w Albanii cz. 3. Spotkanie z psami pasterskimi.

Kamperem do Turcji. Listopad w Albanii cz. 3. Spotkanie z psami pasterskimi.

hejto.pl
Osoby wrażliwe na widok krwi uczulam, że na końcu wpisu są zdjęcia z odrobiną krwi.
Z deszczowej Tirany pojechałem poszukać słońca nad morze. Wybór padł na miejscowość Himarë, gdzie morze łączy się z górami. Dojazd do tego miejsca drogą SH8 dostarcza wrażeń. Droga z poziomu morza w Orikum wznosi się na 1000 m, przebiegając przez park narodowy Llogara. Masa serpentyn, piękne widoki i przepaści podnoszą ciśnienie, ale warto przejechać tę górę. Od razu pomyślałem, że trzeba będzie ją zdobyć na rowerze.


Po kilku deszczowych dniach wyjrzało słońce i zrobiło się bardziej sielankowo. Podobnie jak we wcześniejszych miejscach typowo turystycznych odniosłem wrażenie, że są to opuszczone miejsca, jakby nagle jakiś wirus zaatakował i wszyscy siedzieli w domach Restauracje w większości pozamykane, puste uliczki i plaże. W sezonie te miejsca pewnie wyglądają zupełnie inaczej.


Na dzień rowerowy zaplanowałem trasę do Orikum i z powrotem, pokonując przełęcz w parku Llogara w obie strony. 110 km i 3000 m przewyższenia okazały się bardzo wymagające. Pagórki w drodze powrotnej mnie wykończyły. Znowu zaniedbałem jedzenie - stary i głupi

Z najwyższego punktu tej drogi są wytyczone szlaki piesze. Można zrobić pętelkę po parku lub wejść na najwyższy szczyt Maja e Çikës (2045 m). Jest również dłuższy szlak (Llogara - Pilur, ok. 30 km) prowadzący w pobliże miejsca w którym się zatrzymałem. Od razu przykuło to moją uwagę, ale ze względu na krótki dzień w listopadzie odrzuciłem ten pomysł. Postanowiłem pojechać busikiem do parku z samego rana, wejść na najwyższy szczyt i tam zdecydować co dalej.

Przygotowując ten opis szukałem nazwy efektu na zdjęciu wyżej. Szczena mi opadła jak przeczytałem, że z widmem Brockenu związany jest przesąd mówiący, że człowiek który je zobaczy umrze w górach. Nie jestem przesądny, ale następnym razem jak to zobaczę i będę miał do wyboru powrót lub dalszą wędrówkę to zawrócę.

Szlak na górę był w miarę dobrze oznakowany i prowadził niezbyt wymagającym zboczem. Jak tylko ścieżka zeszła na północną część góry temperatura wyraźnie spadła, pojawił się szron i lód. Na szczycie zawitałem po 2,5h marszu, chwilę po godz. 9. Miałem do wyboru wrócić tą samą ścieżką i busikiem na kemping lub iść dalej szlakiem który się kończy w okolicach kempingu. Czas był dobry, a profil dalszej wędrówki nie wyglądał wymagająco więc postanowiłem iść dalej.

Niestety dalsza część tego szlaku okazała się być już gorzej oznakowana, a początkowe zejście z szczytu było dość niebezpieczne. Nie zniechęciło mnie to bo widoki były niesamowite. Kilkaset metrów niżej temperatura zrobiła się przyjemna, słonko przygrzewało, szło się dobrze.

Na 5 km przed końcem wędrówki, kiedy właściwie już schodziłem z gór zauważyłem, że biegnie w moim kierunku pies, jakby znikąd. Na początku nieco mnie zaniepokoił, ale pomyślałem, że pewnie jak to psy broni swojego terytorium, poszczeka, a jak opuszczę jego teren to da mi spokój. Niestety po chwili pojawił się drugi pies tej samej rasy (wielki, jasna sierść, nie wiem co to za rasa) i zaczęło się szczekanie. Dookoła nie widać nikogo, wielkie psy zachowują się coraz agresywniej, włączyła się lekka panika. Zacząłem się cofać, a psy zaczęły mi skakać do nogawek. Na początku z dystansem, ale coraz śmielej, aż w końcu zęby chwyciły za łydkę. Po jednym z ataków upadłem i przeszły mi czarne myśli przez głowę. Psy jakby zdziwione rozwojem sytuacji na chwilę odstąpiły od ataku, chociaż mogły ze mną zrobić wszystko. W pewnym momencie (możliwe że to było jak upadłem) usłyszałem wystrzał z jakiejś broni. Prawdopodobnie właściciel swoich pupili usłyszał szczekanie i wycie przerażonego człowieka. Odwróciło to uwagę psów na kilka sekund, a mi pozwoliło wydostać się z beznadziejnej sytuacji. Zyskałem kilkadziesiąt metrów. Jeden pies dał sobie po tym spokój, ale drugi śledził mnie z pianą na pysku jeszcze kilkaset metrów, aż w końcu zawrócił.

Opatrzyłem rany tym co miałem w skromnej apteczce. Adrenalina nakazywała nie rozmyślać o tym co się właśnie wydarzyło, a iść dalej. Tym bardziej, że słońce chyliło ku zachodowi i zorientowałem się, że zgubiłem w całej sytuacji okulary.
Doszedłem do wioski Pilur i z pomocą właściciela kempingu zamówiłem taksówkę. W Himarze na szczęście był punkt medyczny gdzie opatrzono mi rany. Lekarz zdecydował, że nie trzeba szyć, przepisał antybiotyk i Tetanus.
Opowiadając tę historię na kempingu usłyszałem, że miałem szczęście, bo psy pasterskie nie mają zahamowań i obycia z ludźmi. Największym problemem po tym stała się utrata okularów, bez których prowadzenie auta kompletnie odpadało. Rowerowe okulary z wkładką korekcyjną znalazły nowe zastosowanie.

Moja przygoda z Albanią skończyła się jeszcze postojem w Sarande i kilkoma dniami w turystycznej miejscowości Ksamil leżącej niedaleko greckiej granicy. Ostatni przystanek przed Turcją to północ Grecji.
#podroze #kamper #albania #gory #fotografia

Komentarze (7)

Sniffer

Widmo Brockenu szybko zaczęło działać z tymi psami


A tak serio, to dobrze, że nic Ci nie jest.


Bardzo dobry wpis i piękne zdjęcia! Bardzo przyjemnie się zapoznawało z historią i odwiedzonymi miejscami. W sumie teraz dopiero dostrzegłem zaletę dodawania relacji z podróży jako artykułów, a nie dyskusji na Hejto


Co do widma Brockenu - jak ujrzysz je 3 razy, to klątwa się kasuje, więc jeszcze 2

nieinteresujsie

@Sniffer W Patagonii nie ma pasterzy z wielkimi psami? Co do dyskusja/artykuł to te drugie lepiej się czyta przy dłuższym tekście. Jedyny minus artykułów to że wyglądają gorzej na liście zmieszane z dyskusjami.

TrocheToBezSensu

Jeśli to był piesek tego typu, to faktycznie miałeś szczęście, że odpuścił. Ten na zdjęciu to turecki pies pasterski - Kangal. To są prawdziwe zakapiory. Przeznaczone do pilnowania stad owiec przed drapieżnikami, głównie wilkami.

724a7b70-6469-4e69-955d-aa541c115e96
nieinteresujsie

@TrocheToBezSensu Tak, to chyba były te bestie.

Sniffer

@nieinteresujsie no właśnie widzę, że Twój świetny artykuł z mega zdjęciami ma ledwie 15 grzmotów, a zasługuje na znacznie więcej.


Co do psów i Patagonii - na terenie parku Torres del Paine ich nie było. Co innego w miasteczku obok - sporo bezpańskich albo po prostu latających luzem. Po argentyńskiej stronie i owszem - właziły na teren parku z El Chalten, mimo że było to oczywiście zakazane i ich właściciele mogli beknąć za nieupilnowanie ich.


Różnica w stosunku do Twojego przypadku jest taka, że te psy spotkane w Ameryce Południowej były ultra przyjazne / całkowicie podporządkowane w stosunku do ludzi (no, prawie wszędzie). Czyli nawet w nocy gdy zostałem oszczekany przez duże psy, to po powąchaniu mojej dłoni po prostu wróciły na swoje miejsce (choć przyznam, byłem troszkę obsrany).


Trochę inaczej w Peru - tak długo jak byłem gdzieś w większym skupisku ludzkim / bliżej centrum - psy raczej udawały, że cię nie widzą. Im bliżej jakichś obrzeży czy w mniejszych wioskach - były kurewsko wkurzające i podbiegały całą sforą obszczekujac i pozorując ataki. Tam chodziło mi się bardzo nieprzyjemnie.


Jeszcze opiszę te sytuacje kiedyś i zawołam

nieinteresujsie

@Sniffer co do grzmotów to chyba takie moje psie szczescie

Johnnoosh

To chyba przez to tak mało lajków bo dzisiaj był artykuł że Turcja wysyła do Rosji towary które używa ich wojsko.

Zaloguj się aby komentować