Jak brak licznej, miejskiej klasy robotniczej i wiejskie przywiązanie do wiary katolickiej pomogły obalić w Polsce komunizm.
___
Polski model komunizmu oprócz uniwersalnych cech wykazywał też pewne, dość niezwykłe, odrębności: Polska jako jedyny kraj bloku sowieckiego posiadała w większości prywatne, nieskolektywizowane rolnictwo; tylko tu Kościół katolicki zachował niezależność organizacyjną i swobodę sprawowania kultu.
Mieliśmy przed wojną rozwinięty przemysł, proletariat, a także mieszczaństwo. W miastach. Ale połowę ludności stanowili żyjący na wsi chłopi, zaś ponad połowę z nich (9 milionów!) – chłopi bezrolni i małorolni. Jednocześnie praktycznie nie występowało w Polsce (nawet w rejonach wysoko uprzemysłowionych) poparcie dla ideologii komunistycznej. Wynikało to ze specyfiki historycznej: Piłsudski połączył socjalizm z ideą niepodległościową, która wykluczała komunizm jako rozwiązanie problemów społecznych, zaś doświadczenie wojny polsko-bolszewickiej jako mitu założycielskiego II Rzeczypospolitej ugruntowało tę postawę w społeczeństwie. Na wsi zaś rząd dusz sprawował jednoznacznie antykomunistyczny Kościół.
Forsowna industrializacja uruchomiła falę migracji ze wsi do miast, ale konsekwencje tego zjawiska okazały się dla partii komunistycznej nieco zaskakujące. Istotnie, udało jej się bardzo szybko – wręcz błyskawicznie – wykreować klasę robotniczą, która, zgodnie z doktryną, powinna stać się podporą jej władzy.
Klasa ta składała się jednak w przytłaczającej większości z chłopów, „rzuconych” gwałtownie w przemysłowy świat, niekiedy wielkich, ale często też stosunkowo niedużych, miast. Wnosili oni w ten świat swoją tradycyjną kulturę, przesiąkniętą religijnością, szacunkiem dla Kościoła oraz sporym konserwatyzmem obyczajowym – i z jakichś powodów zachowywali ją, pomimo zakorzenienia w mieście. Przywiązanie do tych wzorców przekładało się na działania, które w komunizmie miały wymiar jednoznacznie polityczny: w 1960 r. w Nowej Hucie wybuchły zamieszki w obronie krzyża na osiedlu Teatralnym. Pięć lat później władze ugięły się ostatecznie, zezwalając na to, by we wzorcowym mieście socjalistycznym powstał pierwszy kościół, słynna Arka Pana. Polscy robotnicy okazali się nie podlegać procesom sekularyzacji.
Szybkie tempo industrializacji oraz – być może – siła wzorców wiejskiego życia, przeniesionych na miejski grunt, doprowadziły do ukształtowania się zjawiska, które odegrało ogromną rolę zarówno w rewolcie „Solidarności”, jak i w formowaniu się polskiej sceny politycznej po 1989 r.: polskiego „prawicowego” robotnika. „Prawicowego” oczywiście wyłącznie w wymiarze światopoglądowym: religijnego i konserwatywnego obyczajowo.
Dlatego właśnie rewolucja „Solidarności” szokowała zachodnich reporterów, a zwłaszcza przedstawicieli zachodnich central związkowych: oglądali rewoltę robotniczą (co, w ich rozumieniu świata, niejako automatycznie oznaczało „lewicową”), ale przyodzianą w „reakcyjne” atrybuty (jak choćby słynna Matka Boska w klapie marynarki Wałęsy); rewoltę, której stałym elementem były karne kolejki do spowiedzi, w jakich ustawiali się robotnicy podczas strajków.
Robotnicy okazali się nie tylko zachowywać tradycyjną religijność. W przeciwieństwie do swoich pozostałych na wsi ojców i braci, stosunkowo często zajmowali postawę krytyczną wobec komunistycznej rzeczywistości i nie wahali się przeciw niej buntować. Kolejne kryzysy, najczęściej o charakterze lokalnym, katalizowały stopniowo coraz silniejsze postawy nieufności, a nawet wrogości wobec władzy, a także przekonanie o własnej sprawczości wobec niej.
(Fragmenty książki Transnaród. Polacy w poszukiwaniu politycznej formy)
#historia #ciekawostki #czytajzhejto
