#heheszki Wczoraj pierwszy raz w życiu postanowiliśmy przyjąć kolędę - tak bardziej sportowo, bo nie praktykuję - po prostu pogadać z książem i zobaczyć co z tego wyjdzie. Pożyczyliśmy od babci święte przedmioty - pałeczkę do chlapania, metalowy krzyż z wiszącym Jezusem Chrystusem i wodę święconą i grzecznie czekaliśmy z żonką i gówniakiem aż księż do nas zapuka, bo miał chodzić od godziny 15:00.
W oczekiwaniu czasami łapał stresik, że oj oj, co ja mu powiem? Czy wejdę z nim w polemikę o egzystencji, czy może zejdziemy tematy o kulturze i antropologii człowieka i roli religii w naszych wysokorozwiniętych technologicznie społeczeństwach? A może będzie to prosta, miła 5-minutowa gadka o pogodzie i ciężkich czasach i papa?
Około 19:00 zaczęliśmy się zastanawiać, czy książ nie za długo kolęduje u innych mieszkańców, bo zaraz gówniak musi iść spać. Książ fianlnie i tak nie przyszedł, trzeba było wcześniej zgłosić, że ma przyjść...