Dzieńdobry się z Państwem,
Zainspirowany kilkoma opowiadaniami, które pojawiły się pod tagiem #naopowiesci , a których bohaterami jest nasza zaginiona Pacha i Jerzy, postanowiłem rozwiązać tajemnicę zaginięcia tej pierwszej.
Przejrzałem wpisy, przeanalizowałem opowieści, prześwietliłem autorów i ich bohaterów i poniżej, w 1154 słowach, prezentuję Państwu najbardziej (w mojej subiektywnej ocenie) prawdopodobną wersję wydarzeń, które doprowadziły do tego, że Pani @UmytaPacha zniknęła i nie daje znaków życia.
Zapraszam do lektury.
--------------------------------------
Po drugiej stronie
Rozdział 1
Grudziądz, czasy współczesne
Otworzyła gwałtownie oczy. Jakaś myśl, nie - nie myśl - bardziej uczucie wyrwało ją z popołudniowej drzemki. Usiadła na kanapie z nieznośnym, niepozwalającym się bliżej zdefiniować wewnętrznym niepokojem. Zdała sobie sprawę, że to napięcie towarzyszy jej już od dłuższego czasu. Spróbowała określić w pamięci jakiś moment, miejsce lub wydarzenie, które mogłoby być powodem tego lęku - zupełnie bez powodzenia.
Zresztą pamięć też zdawała się płatać jej ostatnio figle. Coraz częściej miała wrażenie jakiś braków, dziur i niekonsekwencji. Ot chociażby dzisiaj. Pamiętała, że wybrała się z Jerzym na spacer nad Wisłę. Pamiętała, że chciała mu powiedzieć coś ważnego. Zdało jej się nawet, że wydusiła to z siebie. Ale zupełnie nie mogła sobie przypomnieć co to było. A z samego spaceru pamiętała tylko powrót mostem Bronisława Malinowskiego. I jakieś niewyraźne, mgliste wspomnienie wysokiego mężczyzny z psem na spacerze. A może tylko jej się to przyśniło…?
Pamiętała też jak kilka tygodni temu umówiła się z Jerzym w Głogowie. Kiedy to Jerzy przez nieznośny ból zęba, ból tak silny, że zaburzał mu nawet widzenie, błędnie odczytał wiadomość SMS i na spotkanie udał się nie do Głogowa a do Gorzowa. Koniec, końców, po wielu perypetiach, udało im się w końcu spotkać tutaj, w Grudziądzu.
— To było chyba w czasie apokalipsy cyfrowych zombie? Wtedy kiedy przestały działać wszystkie urządzenia elektroniczne? — zamyśliła się Pacha, po czym spojrzała ze zdziwieniem na trzymany w ręku, całkiem sprawny telefon komórkowy. — Chryste?! Czy to też mi się tylko przyśniło?!
Zdezorientowana potrząsnęła głową, żeby rozgonić niespokojne myśli. Może to tylko od majonezowego głodu? Już nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała w ustach Kielecki. Jakby na potwierdzenie, żołądek zaburczał głośno, domagając się czegoś do jedzenie. Wstała, zarzuciła różową kangurkę i udała się do kuchni.
—Jerzy, chcesz kanapkę? — Zawołała szperając w lodówce za Kieleckim i jakąś wędliną.
Odpowiedziała jej głucha cisza. Pomyślała, że może kiedy drzemała Jerzy udał się w końcu do dentysty. I tak zbyt długo już zwlekał z tą gnijącą górną prawą ósemką. Albo może wezwali go do tych jego prac konserwatorskich na terenie Fortu Wielka Księża Góra. Zupełnie nie rozumiała, czemu te roboty były tak pilne. Jerzy spędzał tam większość czasu w ostatnich tygodniach, a na jakiekolwiek pytania związane ze swoją pracą, zbywał ją za każdym razem żartując z udawanym poważnym tonem, że to “tajny projekt kosmiczny pod kryptonimem Santa Maria”.
— Jasne, tajny projekt Agencji Kosmicznej w Grudziądzu. Przecież wszyscy wiemy, że nawet w Kenii mają lepszą Agencję Kosmiczną niż tutaj w Polsce. —pomyślała Pacha, dojadając kanapkę z jajkiem pod kołderką z Kieleckiego.
Wrzuciła talerz do zmywarki i siadła zamyślona przed komputerem. Zerknęła na skrzynkę pocztową, gdzie kilkanaście nowych wiadomości krzyczało z ekranu kolorowymi reklamami majonezów przeróżnych marek oraz nowych smaków Kubusia. Skasowała je wszystkie z obrzydzeniem. Dochodziła powoli godzina 20, więc włączyła hejto i zostawiła czekając aż pojawi się nowe wyzwanie w #naczteryrymy.
Rozsiadła się wygodnie na krześle, obejmując rękami podciągnięte pod brodę kolana, na które narzuciła kangurkę i pozwoliła myślom swobodnie krążyć, kiedy ona podziwiała wieczorną panoramę Grudziądza rozciągającą się za oknem. Gdzieś w oddali nad Wielką Księżą Górą, niebo raz na jakiś czas rozbłyskiwało dziwną łuną, żeby po chwili znowu skryć się w mroku.
Nagle wydało jej się, że w chmurach, wiszących nad horyzontem mignęła jej jakaś twarz. Wytężyła wzrok i ze zdziwieniem dostrzegła dziwnie znajomy zarys wielkich ślepi i… dzioba?! Przetarła oczy z niedowierzaniem ale mara nie zniknęła. Co więcej, stwierdziła z przerażeniem, że chmura z wytrzeszczonymi oczami, staje się coraz większa i pedzi prosto na nią. Zerwała się z krzesła i odskoczyła od okna dokładnie w momencie, kiedy szyba pękła i wpadła do środka w eksplozji odłamków.
Rozdział 2
Głęboka przestrzeń kosmiczna, dzień 1470 Nowego Kalendarza
@Dziwen siedział z nogami opartymi o błyszczący pulpit sterowniczy potężnej, międzyplanetarnej arki o nazwie Santa Maria. Przed nim, na wielkich monitorach o hiperrealistycznej rozdzielczości, pokrywających całą ścianę, rozciągała się zimna czerń kosmosu ,upstrzona migoczącymi punkcikami różnych systemów gwiezdnych. Sięgnął po kubek z parującą, gorącą kawą, który stał pomiędzy kolorowymi, dotykowymi wyświetlaczami. Obrazy na nich zdawały się żyć własnym życiem.
Na kolanach miał tablet, na ekranie którego w wielu okienkach przewijały się szybko dane. Upiwszy łyk kawy, Dziwen wrócił do pracy, a jego palce gorączkowo przemykały po klawiaturze.
— K⁎⁎wa! — syknął pod nosem — W sektorze Grudziądz.2025 znowu sypie się symulacja.
Dziwen, ze względu na swoje niezwykłe umiejętności został wybrany przez Centralną Agencję Kosmiczną na Głównego Kreatora co wiązało się ze stanowiskiem dowodzenia na Santa Marii. Wcale o to nie prosił. Ba! Nawet tego nie chciał. Ale wypadki potoczyły się po prostu tak szybko, że nie bardzo mieli jakąś alternatywę.
Inwazja zaczęła się niewinnie. W styczniu 2021 roku standardowych lat ziemskich. Wtedy to Bojowi Hejtochtoni, pod panowaniem Jej Magnificencji Bojowo Nastawionej Owcy Pierwszej (znanej też po prostu jako @bojowonastawionaowca), pojawili się na orbicie okołoziemskiej. Nie zareagowały żadne systemy wczesnego ostrzegania. Ot - w jednej chwili przestrzeń była pusta, w kolejnej zmaterializowały się ogromne, białe, przypominające puchate obłoki, statki.
Wtedy też zaczął w Internecie grasować, napędzany sztuczną inteligencją, wirus. Wirus o nazwie “hejto”. Wirus przybrał bardzo atrakcyjną dla ludzi formę niewinnego portalu, gdzie mogli oglądać śmieszne obrazki, czerstwy humor czy wesołe kotki. Wirus rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie, zarażając coraz więcej Ziemian, którzy spędzając coraz więcej czasu przed ekranami, zupełnie oderwani od rzeczywistości nie zauważyli nawet jak Hejtochtoni opanowują i kolonizują ich rodzimą planetę.
Tylko mała grupa grudziądzkich naukowców pod kierownictwem dr. Jerzego, świadoma zbliżającej się zagłady, stworzyła szalony plan ocalenia rasy ludzkiej. Projekt Santa Maria miał na celu wybudowanie międzygalaktycznej arki, na pokładzie której kilka tysięcy ludzi, zamkniętych w kapsułach hibernacyjnych, miało wyruszyć w podróż w poszukiwaniu Nowej Ziemi.
Co zaskakujące, plan zadziałał perfekcyjnie. Santa Maria wyrwała się z grudziądzkiego kosmodromu wybudowanego zaledwie w tydzień na terenie Fortu Wielka Księża Góra. Jak tylko arka znalazła się na orbicie, uruchomiono prototypowy napęd skokowy, który przeniósł uciekinierów gdzieś w nieznaną przestrzeń kosmiczną. Teraz sunęli przez zimną pustkę popychani klasycznymi silnikami plazmowymi.
Dziwen natomiast nadzorował symulację, która za pomocą odwróconej elektroencefalografii dbała o poprawną pracę elektromagnetycznych fal mózgowych zahibernowanych ludzi.
K⁎⁎wa! — powtórzył, kiedy zauważył że monitory na pulpicie rozjarzyły się na czerwono.
Wyprostował się na krześle i wywołał system raportowania. Przewinął słupki danych i znalazł to czego szukał. Oprogramowanie informowało o awarii jednej z kapsuł hibernacyjnych. Kapsuły o numerze 21.37.
Zerwał się z krzesła i popędził w kierunku hali hibernacyjnej jakby od tego zależało ludzkie życie. W sumie, to zależało… Wystukał kod dostępu na manipulatorze obok masywnych drzwi pancernej śluzy i jak tylko zwory ustąpiły popędził wzdłuż szeregu przeszklonych kapsuł, zerkając na tabliczki z identyfikatorami:
21.34…
21.35…
21.36…
21.37 - JEST!
Komputer sterujący rozpoczął już awaryjną procedurę wybudzania. Dziwen z niedowierzaniem zaczął gwałtownie zbliżać twarz do swojego tabletu z oprogramowaniem symulacji, żeby sprawdzić kto był w środku uszkodzonej kapsuły. Kiedy jego oczy i nos znalazły się dosłownie kilka centymetrów od ekranu, urządzenie wyślizgnęło mu się ze spoconej dłoni i upadło na podłogę, roztrzaskując ekran w drobny mak.
W tym monecie kapsuła otworzyła się, a leżąca z ciągle jeszcze zamkniętymi oczami kobieta, przerażonym głosem wyszeptała:
— DZIWEN?!
— Witaj Paszko - powiedział, próbując nadać swojemu głosowi spokojny ton.
1154 słowa
#zafirewallem #naopowiesci

