Dzień dobry się z Państwem,
Przyznam się Państwu, że czasami jestem zaskoczony jak daleki potrafi być efekt końcowy mojego dłubania w rymach od pierwotnego założenia i pomysłu. I takie zaskoczenie towarzyszy mi właśnie dzisiaj w trakcie pisania tych słów. Zaskoczyłem się, ponieważ poniższy wytwór (do lektury którego Państwa zachęcam) jeszcze wczoraj w nocy, jak kładłem się spać, miał tytuł "Nie jestem gotowy na jesień", zaczynał się od słów "Kolejna kartka z kalendarza zerwana..." i jak łatwo się domyślić traktować miał o pięknej jesieni, którą mamy tego lata.
Otóż nie tym razem.
Najwyraźniej nie jestem jeszcze gotowy na zachwyty nad jesienią. I to zarówno tą literalną, jak i - jak można przeczytać niżej - tą metaforyczną. W każdym razie życzę Państwu miłej lektury i miłej końcówki tygodnia.
Bo ja proszę pana...
Pochwalę się panu, że ja, proszę pana,
Chociaż na głowie mam srebrne kosmyki,
A w kościach mnie łamie od samego rana,
To wcale nie czuję tych lat z mej metryki.
I może pan powie, że brak w tym logiki,
To u mnie w głowie wciąż, proszę pana,
Są żarty, swawole, hulanki, wybryki,
Choć trzeszczy coś żona. I czasem kolana.
I niech tam pesel twierdzi żem stary,
Gdy mnie rock'n'rolla gra ciągle dusza,
Bo ja, proszę pana, to wciąż jestem jary...
Lecz przerwał słowotok głos sanitariusza,
Co rzekł - endoskop biorąc i okulary:
Niech pan się wypnie i przez chwilę nie rusza.
PS
Dla tych z Państwa, którzy są ciekawi jakie pokrętne spięcia neuronów zaprowadziły mnie od jesieni do kolonoskopii, załączam obrazek. I czy miał z tym coś wspólnego "wikary". Być może...
#zafirewallem #nasonety #diriposta
