Dzięki wielkim inwestycjom w źródła odnawialne doszliśmy do sytuacji, gdy w pierwszym tygodniu kwietnia aż 32 proc. energii elektrycznej w Polsce powstało z "zielonych" źródeł. Na innych krajach Europy takie statystyki jednak nie robią wrażenia.
-
W pierwszym tygodniu kwietnia w Polsce 32 proc. energii elektrycznej pochodziło z odnawialnych źródeł, od początku roku zaś 24 proc.
-
Polska ma jeden z najniższych udziałów OZE w Europie, wyprzedzając jedynie Czechy, Węgry, Słowację i Bułgarię, które jednak korzystają obficie z nieemisyjnej energii atomowej
-
Kraje jak Norwegia czy Szwecja mają ponad 95 proc. energii ze źródeł nieemisyjnych, głównie wodnych i atomowych, a Francja aż 93,1 proc.
32 proc. w pierwszym tygodniu kwietnia, a licząc od początku roku 24 proc. energii elektrycznej wyprodukowanej w Polsce pochodziło ze źródeł odnawialnych. To nie są zbyt optymistyczne dane, bo rok temu w pierwszym kwartale mieliśmy ponad 27 proc. Mniej w tym roku wiało. W marcu lepiej co prawda zaświeciło słońce, ale nie nadrobiło to strat ze słabszego wiatru.
W całym ubiegłym roku z OZE mieliśmy 27,9 proc. energii. W Europie imponuje to tylko niewielu, zresztą nie tylko w Europie. Think tank energetyczny Ember wyliczył, że w ubiegłym roku na świecie 40 proc. energii pozyskano z czystych źródeł, a najszybciej rośnie rola paneli solarnych.
Na Starym Kontynencie mniejszy niż w Polsce udział tego typu energii jest tylko w siedmiu krajach, w tym czterech unijnych. Mniejszy niż my procent energii ze źródeł odnawialnych pozyskują tylko: Czesi, Węgrzy, Słowacy i Bułgarzy.
Z tym jednak zastrzeżeniem, że oni inwestować takich sum jak my w energetykę odnawialną po prostu nie muszą, bo mają elektrownie atomowe. Nie emitują one kosztownego CO2, więc nie są obciążone unijnym parapodatkiem od emisji, produkując dodatkowo tanią energię.
Czesi, choć mocy OZE mają względnie niedużo, to już razem z elektrowniami nuklearnymi dały one w ub.r. 56,4 proc. prądu. Resztę uzupełnia prąd z taniego węgla brunatnego (33,4 proc.) oraz gaz (4,9 proc.) i to akurat jest obciążone opłatą ETS. W przypadku Węgier OZE plus atom dały w ub.r. 63,7 proc. energii elektrycznej, na Słowacji aż 83,8 proc., a w Bułgarii 67,3 proc. Zbudowane jeszcze na radzieckich technologiach reaktory dają tyle prądu, że inwestycje w OZE nie muszą być robione "na gwałt", jak w Polsce w celu uniknięcia obciążeń w postaci konieczności płacenia za prawa do emisji CO2.
Wychodzi na to, że jeszcze dużo kasy trzeba wydać, żeby dogonić inne kraje pod tym względem i odejść od węgla...
#energetyka #wiadomosciswiat #newsydamwa <-- do czarnolistowania

