Co trzecie polskie mieszkanie jest przeludnione. Wstyd na tle Europy

W Polsce co trzecie mieszkanie jest przeludnione. To trzy razy więcej niż Niemczech, a także dwukrotnie więcej względem średniej unijnej. Mniej dostępnych pokoi na osobę w UE mają tylko Rumuni. Dane pokazują smutny obraz “ciasnoty mieszkaniowej” w naszym kraju. Niewielkie mieszkania, ale za to jest ich zbyt mało “Polacy mieszkają w jednych z najmniejszych i najbardziej zatłoczonych mieszkań w Unii Europejskie"


#wiadomoscipolska #nieruchomosci

https://www.fxmag.pl

Komentarze (37)

kitty95

Pamiętajcie robaki, że duże mieszkania i duże działki są tylko dla panów przeciembiorców i neurochirurgów, a dla was kawalerki 25m2 i co najwyżej bliźniaki na wypizdowie.

568690c4-177f-44d6-8bee-537c54ded4f9
28d2a686-b713-4376-a385-285342fd7150
NiebieskiSzpadelNihilizmu

@kitty95 no ale jak to- przecież u nas taka TRADYCJA jest, żeby ludzie gnieździli się na kupie w jakiejś klitce 4 kolejnymi pokoleniami Przecież "kiedyś tak było i było super", a to, że każdy teraz chce swoje mieszkanie to ponoć fanaberia jest

kitty95

@NiebieskiSzpadelNihilizmu to nawet nie jest kwestia, że każdy swoje, ale zobacz sobie jakie są koszty 80+m2 czy domu 120+, czyli w zasadzie takiego minimum dla komfortowego życia 2+1. A i wtedy też szału nie ma, bo zazwyczaj masz pokoiki po 8-12m2. Jak chcesz 2+2 to już jest min. 100m2 żeby sobie na głowę nie wchodzić.


Przypomnijmy, że w wielkiej płycie typowe m-3 to było około 55m2, a m-4 ok. 65m2 i zwykle otrzymywały je rodziny 2+1 i 2+2. A dziś ludzie się gnieżdżą w 40 m2.

jonas

@NiebieskiSzpadelNihilizmu O tak, świetlana wizja domu wielopokoleniowego jak w kolorowym serialu - rumiana babunia i czerstwy dziadunio zajmują parter, dumni rodzice pięterko, rozkosznie kwiląca dziatwa stryszek, wszyscy doskonale się dogadują, prowadzą pogodne rozmówki o sensie życia i co tam w szkole dzisiaj było, w całym domu unosi się aromat świeżo pieczonej przez babunię szarlotki, dziadunio opowiada pouczające lub śmieszne anegdotki z dawnych lat, rodzice co prawda zmagają się z jakimiś problemami w pracy, no ale nie będziemy o tym przy stole rozmawiać, ha ha hi hi.


A potem przychodzi Pani Rzeczywistość, podciera się tym naiwnym scenariuszem i daje inny - starzy gnieżdżą się w jednym pokoiku, "młodzi" w okolicach trzydziestki w drugim, najmłodszego pokolenia nie ma gdzie ani jak zmajstrować, bo jak tu spuścić z krzyża, kiedy za ścianką ryczy telewizor, a stara sraka tłucze się między kuchnią a kiblem cholera wie czym i po co. Do tego ciągła walka o poprzestawiane we współdzielonej kuchni gary, zachlapaną łazienkę i brudne gacie na podłodze. Kiedyś to kurła było, ale jednego nie było - skutecznej i powszechnie dostępnej antykoncepcji. I między innymi dlatego dzietność spikowała na twarz i już się nie podniesie, więc pozostaje tylko usiąść i podziwiać, jak świat jaki znamy zmienia się nieodwracalnie.

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@jonas wiesz co ten pierwszy akapit to jakbyś żywcem wyjął domostwo wujka z czasów jak byłem gówniarzem minus zmaganie się z problemami w pracy, bo mają gospodarstwo rolne. Ale cała reszta to przysięgam ci jest 1:1 jak opisałeś. Zawsze uśmiechnięta babcia, która ci wcisnęła jakieś ciastko na powitanie i dziadek, który całe życie przepracował na roli i do późnej starości mimo że już nie wyglądał, to robił przy maszynach bo miał siły tyle co niejeden młody- ci mieli izbę na dole od przedpokoju. Wujek i ciotka to druga izba, też na dole, za przejściowym salonem- on miał całe gospodarstwo na głowie, ona pół życia spędziła w kuchni gotując dla wszystkich. Kuzynostwo sztuk finalnie 4 miało kolejne 2 pokoje na piętro-strychu stworzonym przez postawienie "na oko" ścian na środku planu poddasza i przesunięcie wszystkich szpargałów pod zewnętrzne ściany, bo "zaadaptowanie" to by było srogie nadużycie. Drugi wujek- brat tego pierwszego- mieszkał w dobudowanej części domu. W całym domu zawsze unosił się aromat gotowanego jedzenia, a kuchnia była domyślnym miejscem do przesiadywania całą rodziną i gadania godzinami o wszystkim i niczym. Nie salon, a właśnie kuchnia. Dom był rozbudowywany z myślą o przyszłych pokoleniach. Takie tradycyjne wielopokoleniowe domostwo z dawnych czasów, które się ostało jeszcze z 25 lat temu. Za dzieciaka jeździłem tam co rok na 2-3-tygodniowe wakacje w okresie żniw, zawsze to była zajebista atrakcja dla kogoś mieszkającego wtedy w bloku.


A potem przyszła jak to nazwałeś pani rzeczywistość, tylko w trochę innym wydaniu. Do babci przyplątały się choroby, po 2 latach walki umarła. Dziadek od tamtego czasu mocno się zmienił, po 8 latach i on zmarł. Kuzynostwo jedno po drugim brało ślub i się wynosiło na swoje, bo praca, bo studia, bo dojazdy, a nawet gdyby nie to, to gdzie by się tam mieli pomieścić, w końcu ostatni co został stwierdził, że przejmie gospodarstwo, chociaż jak z nim gadałem przy piwie sam na sam, to dało się wyczuć w głosie, to "coś"- zdecydowanie nie pretensję, nawet nie żal, ale to, że to raczej nie była decyzja, którą z własnej woli chciał podjąć i to planował, raczej coś, do czego został "nakierowany". Nawet jeśli tego nie nienawidził, to w jego słowach wybrzmiewało, że gdzieś tam z tyłu głowy chyba planował też wyprowadzkę na swoje, no tylko tak się zdarzyło, że "był ostatni i na niego padło". Wujki i ciotka to taki typowy wiek za-kilka-lat-emerytalny, niby wszystko w porządku, ale coś tam powoli zaczyna zdrowie o sobie przypominać. To nie tak, że za 5 lat umrą czy coś, ale tak sobie powoli lata lecą i dom, w którym zawsze było gwarno i tłoczno zaczyna powoli pustoszeć i się wyciszać. Kuzyn może się chajtnie, wtedy przy następnej wymianie pokoleniowej jak z tego świata odejdzie wujek z ciotką, to cała ta rozbudowywana i remontowana wielokrotnie z myślą o przyszłych pokoleniach i dużej ilości osób w domu chawira zostanie dla dwóch osób, zakładając, ze kuzyn ślub weźmie i domu nie sprzeda. Kiedyś jak tam przyjeżdżałem, to pamiętam, że nawet nie zdążyłem zamknąć drzwi do ganku, a już z kimś się witałem i słuchałem plotek z kuchni, bo zawsze ktoś się przekrzykiwał w dyskusji. Dziś jak tam przyjadę to czasem pół domu muszę obejść, aż kogoś znajdę, żeby powiedzieć cześć. Mam wrażenie, że mógłbym im opędzlować pół domu i nikt by nawet się nie zorientował, że ktoś wszedł i wyszedł. Smutne to :<

libertarianin

Dlatego jeszcze długo ceny nie spadną. Każdy kto gada o jebnieciu rynku może się j⁎⁎⁎ać w łeb

kitty95

@libertarianin spadną ceny kurników inwestycyjnych, bo nikt tego nie będzie chciał kupować. Dużych mieszkań będzie i jest mało i one nie spadną. A średni metraż mieszkań spadł w Polsce od 2008 prawie o 15 m2 i trend się utrzymuje.

libertarianin

@kitty95 ja postawiłem dom 200+ metrów xD już mnie problem nie dotyczy

jonas

@libertarianin Ceny spadną - ceny tego, co zbudowano dawno temu, na zapyziałej prowincji bez sensownego dojazdu (poniżej 1 godziny w jedną stronę) do któregoś z Dużych Miast, wedle jakichś pradawnych przedwojennych albo gierkowskich norm, obecnie nie przystających nawet do budynku gospodarczego. Takich nieruchomości jest już teraz pełno w cenie połowy kawalerki w Dużym Mieście, całe gospodarstwa z ceglaną chałupą ogrzewaną piecami kaflowymi, z malowniczym podwórkiem, stodołą, obórką i innymi szopkami, ze stuletnim sadem owocowym i tak dalej. Drobiazg - najbliższy sklep "U Grażyny" jest o 10 km dalej w sąsiedniej wsi, najbliższa przychodnia czy szkoła podstawowa z dolnej ćwiartki rankingów jakości nauczania o 25 km, najbliższy przystanek zbiorkomu tamże, ale rozkład jazdy ma godziny typu 6:45, 8:20, 13:15 i 15:32, tak żeby brońcie bogowie ktoś z tego czasem bezczelnie nie skorzystał. O ile w ogóle jest jakiś zbiorkom, bo przeważnie nie ma nawet prywaciarza z rozklekotanymi busami o milionowym przebiegu.


Więc tak, ceny takich nieruchomości spadają i spadać będą. W kontrze masz rosnące "to the moon" kurniki inwestycyjne w chowie klatkowym, powciskane w Dużych Miastach na ostatnie wolne kawałki przestrzeni, zasłaniające korytarze przewietrzające owo Duże Miasto. Tam rodzina 2+1, obecnie najbardziej typowa, ma do dyspozycji 40 metrów nieustawnego i nieprzemyślanego schowka na miotły, w którym doskonale słychać jak sąsiad mruga za ścianką z gips-kartonu, pod blokiem (przepraszam - prestiżowym apartamentem w inwestycji srututucji Privilege Zielona Fawela) jest chroniczna walka o wolne miejsca parkingowe, ale za to do roboty jedzie się w nieustannym korku godzinę, bo chmara słoików wpadła na dokładnie ten sam pomysł. Korporacjom i januszexom jest to wybitnie na rękę, bo mają do dyspozycji hordy desperatów związanych sześciocyfrowymi kredytami, taki ani o podwyżkę się nie będzie kłócić, ani nie rzuci roboty z dnia na dzień. Pranie mózgów wmawia masom, że na tym właśnie polega wygrywanie w życie - Duże Miasto, topka, prestiż, możliwości, wypłata o kilkaset złotych wyższa niż na prowincji, filharmonia i wernisaż w zasięgu 5 minut spacerem. O tym, że po wygrzebaniu się z roboty i cholerycznego korka mało kto ma ochotę na jakieś łażenie po mieście, nigdzie ani słowa, bo to by zaburzyło idyllę, to niedobra o tym mówić, wcale niepodobne.


Też postawiłem dom 200+ metrów na wsi pod byłym miastem wojewódzkim ("po trzecie chałupa za miastem, ale blisko, pod lasem, z basenem i rzeką czystą"), ale mam jeszcze potomstwo i o ile mnie problem może już nie dotyczyć, o tyle młodemu człowiekowi współczuję mierzenia się z taką chujnią i naprawdę nie chciałbym, by pracował na zawał i wrzody żołądka, wyniszczając się wielkomiejskim wyścigiem wiecznie spieszących się i wzajemnie podgryzających szczurów ani gnił za życia, wegetując na omszałym wypizdowie. Tymczasem trendy są takie, że niewiele zostaje pośrodku - wąska specjalizacja, gastarbeiterka lub praca zdalna umożliwiają wybrać coś poza dwoma powyższymi, na przykład jakaś powiatówka o spokojnym rytmie życia, ale jednocześnie nie na zapomnianym przez bogów i ludzi końcu świata. A co z resztą?

libertarianin

@jonas wiesz że paradoksalnie mając taki dom za miastem w dłuższej perspektywie zyskujesz więcej niż ktoś kto wynajmuje chujowe 50m2 w podobnej konstrukcji rodziny jak ty?


Za 20 lat jeżeli stać cię na taki dom będziesz pewnie mógł kupić dzieciom po mieszkaniu

kitty95

@jonas to niedobra jest mówić takie rzeczy

jonas

@libertarianin Niespecjalnie mnie obchodzi wartość mojego domu, bo on nie jest na sprzedaż i dopóki będę tu miał coś do powiedzenia, na sprzedaż nie będzie. Roczny koszt (podatek od nieruchomości plus rachunki) co ciekawe jest niższy niż wynajmowanej klitki w bloku, gdzie gnieździliśmy się na czas budowy. Klitka ta była mniejsza niż obecnie mam garaż (podwójny), nigdy więcej bloku, nieważne jak fikuśnie nazwanego. Zyskuję już teraz o wiele mniejszą szansę na przedwczesny zgon z wiecznego pośpiechu i wkurwu, ciężko to przeliczyć na jakąś walutę.


Za 20 lat, ha, ja nie wiem co będzie za 2, czy nie znowu jakaś zaraza, wojna albo inny najazd kosmitów. Dziecko mam tylko jedno i więcej nie będzie, można więc powiedzieć, że przyłożyłem swoje pięć plemników (wszak nie groszy) do wyludniającego się kraju. Chciałbym móc zapewnić mu lepszy start w życie, ale jeśli miałoby to oznaczać, że musiałbym znów wytrzepać z pizdy siedmiocyfrową kwotę, tym razem na betonową klatkę w Dużym Mieście (bo trendy są takie, że tylko tam zostanie praca, edukacja i jakakolwiek rozrywka inna niż Harnaś przed telewizorem), to ten plan ma niezbyt duże szanse powodzenia.


@kitty95 Niedobra to jest nie słuchać swoich potrzeb i podążać za stadem. Nie jestem tu bez winy, też swego czasu popełniłem jak dotąd największy życiowy błąd i przeprowadziłem się do Dużego Miasta. Półtora roku później wyrywałem stamtąd jeszcze szybciej z powrotem na prowincję, bo to był naprawdę ostro pojebany pomysł na życie.

libertarianin

@jonas masz podobną sytuację jak ja, za mieszkanie które wynajmowałem na rok budowy jeszcze mi zajebała właścicielka kaucję, nie płaciła rachunków i z mordą do mnie że mam dopłatę xD

jonas

@libertarianin To w ogóle jakiś kosmos, żeby za dwupokojową klitkę spółdzielnia żądała ponad tysiaka czynszu, rocznie wychodzi kilkanaście tysięcy w sumie nie wiem za co (plus odstępne dla wynajmującego, kolejne półtora tysiaka miesięcznie wyparowuje bezpowrotnie, a mowa o byłym mieście wojewódzkim cały czas). Klatka schodowa od lat uświniona i nieodświeżana, w sezonie grzewczym ciągłe dopłaty, bo przez nieszczelne okna ciepło z żeliwnych grzejników ewakuuje się bardzo chętnie, parking pod blokiem co prawda był, ale na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Teraz rocznego podatku od nieruchomości mam jakieś 1500 zł i to głównie dlatego, że w czasie budowy przegapiłem formalnoprawne okienko na podział działki (2800 metrów) i przekształcenie części niezabudowanej w rolną. Za rolną podatek to jakieś kilkadziesiąt złotych rocznie. Ogrzewanie pompą ciepła z wymiennikiem gruntowym, w sezonie grzewczym 1000-1200 zł miesięcznie za prąd na cały dom, poza sezonem 400-500, fotowoltaiki ani magazynu energii jeszcze nie mam, ale z czasem chciałbym.


No ale tak, trawę trzeba kosić samemu, bo żadna spółdzielnia nie przyśle typa ze spalinową kosą o siódmej rano w sobotę, żeby to zrobił za mnie. Dom nie jest dla każdego i zawsze to przyznam, jeśli ktoś nie lubi, nie umie lub nie chce mu się przy domu chodzić i doglądać, to w pełni to rozumiem. Najgorsze to żyć nie tak, jak by się chciało. Mnie do bloku nie zaciągną już nawet startującym Boeingiem.

jonas

@kitty95 Bo ja wiem, uśmiechnąłem się dopiero porzucając Duże Miasto z jego masą wad i nielicznymi zaletami.

mitsue

@jonas a robot koszacy ?

mitsue

@kitty95 te małe mieszkania w dużym mieście niby czemu miałyby spaść ? Ludzie dzisiaj żyją w pojedynkę i nie chcą wcale dużych mieszkań, które są dużo droższe. Tak samo, dużo łatwiej wynająć małe mieszkanie. One są bardziej płynne na każdym rynku. Jedyne niezainteresowane nimi są rodziny z dziecmi, a tych jest malo

jonas

@mitsue A robot koszący to dopiero jak będę zakładał trawnik z prawdziwego zdarzenia.

kitty95

@mitsue studenta imprezowicza nie stać na kawalerkę za pół miliona. A jak już podrośniesz to chciałbyś mieć sypialnię, gabinet/pokój do gier/muzyki/hobby, salon i odrobinę przestrzeni. Tego nie upchniesz na 40m2. Zaczynałem karierę "na swoim" w kawalerce 42m2 i było ciasno i klaustrofobicznie i w życiu bym nie chciał tego jako docelowego mieszkania. A tym bardziej jakiegoś gówna 25-30m2.

mitsue

@kitty95 student ma rodziców których stać a że Tobie było ciężko na 40 M2 - ok, ale ludzie są różni i wiele osób tak mieszkało i mieszka. Nawet pary a i niektórzy mają też dzieci. Taki argument jak Twój czytam od początkow internetu i jakoś mieszkania nie dość że są coraz mniejsze to i są coraz droższe a i chętnych na nie nie brakuje. Obczaj sobie mieszkania mikro z Japonii to zobaczysz że jeszcze mamy duży zapas w Polsce

kitty95

@mitsue podrośniesz pogadamy, bo teraz nie widzę sensu.

mitsue

@kitty95 hahaha to mnie rozbawiłes, dziękuję. Jakbyśmy się spotkali to inaczej byś mówił tak czy siak, ja napisałam fakty - taka jest rzeczywistość i niczyje dorastanie jej nie zmieni. Tak po prostu jest, w wielu krajach 40m2 to duża przestrzeń, szczególnie w dużym mieście

kitty95

@mitsue ostatnio wrzucałem statystyki, że mamy najmniejsze mieszkania w UE, a ty chcesz jeszcze zmniejszać. Proponujesz też zakładanie rodzin na 40m2 i porównujesz do Japonii i ich pracoholizmu i odsetka samobójstw, A TAKŻE jednych z najbardziej zagęszczonych miast na świecie.


No to sorry, ale albo deweloper, albo fliperek inwestor kawalerkowy albo małolat, bo nikt normalny by takich porównań nie robił.

mitsue

@kitty95 ale ja nie napisałam że mi się to podoba, albo że to są moje propozycje. Ja napisałam tylko że tak się dzieje. Obniz emocje, spokojnie. pisze tylko, że taka jest rzeczywistość czy się nam podoba czy nie.

libertarianin

Poczekaj aż bloki zaczną wyburzać z wielkiej płyty, to będzie śmiesznie się robić

kitty95

@libertarianin od 20 lat mają je wyburzać, a w międzyczasie sporo kurników deweloperskich się sypać zaczęło.

jonas

@libertarianin Szukaj, było, subit i azbest z czarnej listy, zamykam temat. Wielką płytę mieli wyburzać w 2007, kiedy kupowałem w takiej swoje pierwsze mieszkanie. Przejeżdżam tam czasami, blok ma się świetnie, odnawiają mu elewację i wygląda na to, że zarówno ten, jak i reszta wielkopłytowego osiedla długo jeszcze postoi.


Lepszym materiałem na dystopijne getto będą te szeregi klonów w zabudowie łanowej, dekorujące obwarzanek wiosek wokół Dużych Miast. Dojazd pozostanie tam żałosny, styropianowe budy wznoszone jak najtaniej, jak najprędzej zaczną się rozlatywać, któryś z genialnych rządów zacznie tam lokować importowanych czarnuchów, bo nigdzie indziej nie będzie miejsc i załatwione.

mitsue

@jonas myślę że to zależy od lokalizacji, słabe mieszkania czy domki jeśli będzie infrastruktura to nie stracą na wartości. A infrastruktura się rozrasta i dojazd nawet na zadupia się poprawia

jonas

@mitsue Wszystko w nieruchomościach zależy od lokalizacji, reszta to kosmetyczne detale. Domu czy bloku na plecy nie weźmiesz jeśli ulokowane są w polu kapusty albo obok otworzy się spalarnia śmieci czy wielka chlewnia. Rozpadająca się poniemiecka chałupa na zadupiu zachodniopomorskiego będzie warta garść miedzi, a taka sama chałupa cudem przetransportowana w bezpośrednie sąsiedztwo Dużego Miasta nabrałaby natychmiast wartości jak dobre wino albo kolekcjonerski zegarek.

mitsue

@jonas zgadzam się jednak wiesz kiedyś w Warszawie Kabaty to było pole i ludzie nie rozumieli czemu budowano tam metro. chodzi mi o to że miasta się rozlewają i nawet jeśli dziś jest domek w polu nie znaczy że za parę lat będzie tam tramwaj metro albo chociaż autobus

kitty95

@mitsue Metro na Kabaty projektowano jeszcze za PRL. Wtedy dużo ciekawych rzeczy projektowano patrząc w przyszłość. Dziś się nie patrzy, a miasta rozszerzają się niechętnie, bo wchłanianie wiosek z kiepską infrastrukturą bardzo dużo kosztuje. Ile nowych linii kolejowych w aglomeracji warszawskiej powstało przez ostatnie 20 lat? Czy metro jest projektowane tak, by można było bez problemów przedłużać na peryferia? Jak sytuacja z ringami- obwodnicami? Nowymi mostami? Odpowiedź brzmi nie i nijak. A efekt jest taki, że dojazd z tych rozlewających się peryferiów, jak również przejazd z jednej strony miasta na drugą jest coraz trudniejszy i poprawiać się nie będzie.


Dziś ci nikt nie poprowadzi metra na pole kapusty, a jak już pole się zabuduje, to najczęściej nie ma miejsca na sensowną infrastrukturę, żeby przytoczyć słynne Jagodno, czy "zieloną" Białołękę. Porównaj sobie choćby KEN do Głębockiej.

mitsue

@kitty95 no co ty mówisz, a metro na Bemowie? Lazurowa to takie pole kapusty było przecież x) mało tego ostatnio czytałam, że jakaś wioska podwarszawska będzie miała kilometr do tej linii metra więc tam pewnie już jest boom mieszkaniowy. A druga linia metra na Pragę? Jak powstała to ludzie narzekali że bez sensu, bo mało ludzi będzie korzystać. I faktycznie na początku składy były luźne, ale dzisiaj już tak nie jest, a ceny mieszkań na Pradze i w okolicach poszybowały, gdzie wcześniej nikt z Warszawy nie chciał tam kupować mimo niskiej ceny. Dalej, tramwaj na Białołęke? Też bardzo usprawnił, chociaż oczywiście każdy by tam chciał metro;) to tramwaj też wiele pomógł.. aktualnie budowany jest tramwaj na zachodni przy bitwy warszawskiej, leci też linia na Wilanów.. no jak można powiedzieć że nic się nie zmieniło, nie zmienia jak w Warszawie to akurat BARDZO dużo się zmienia i buduje. co do kolei - to fakt, PKP jest starożytne, skostniałe i kiepsko zarządzane. Ale nie można powiedzieć że zupełnie nic nie zrobili - dobudowane są tory na istniejących liniach oraz robione są tunele pod istniejącymi liniami. Costam się poprawia chociaż oczywiście chciałoby się więcej i szybciej.

kitty95

@mitsue a ok, widzę że Warszawę to ty na mapie tylko znasz ew. świeży napływ skoro nawet Tarchomina od Białołęki nie rozróżniasz. Eot.

mitsue

@kitty95 rorfl . Kula w płot chłopcze ps: ja ci tu tone przykładów a ty mi na to taki tekst.. znowu - brak argumentów

Zaloguj się aby komentować