#bookmeter 102 + 1 = 103
Tytuł: W stronę Swanna
Autor: Marcel Proust
Gatunek: klasyka
Ocena: 6/10
Moje pierwsze spotkanie z Proustem niestety nie zaowocowało przesadną sympatią do prozy tego autora. "W stronę Swanna" było dla mnie lekturą dość męczącą, która nie przyniosła mi ani ciekawej rozrywki, ani burzy emocji, ani dużo, tak wychwalanych przez wielu czytelników, "trafnych przemysleń".
Owszem, od strony językowej, mamy tu do czynienia z czymś świeżym (w kontekście czasu powstania tego dzieła), robiącym wrażenie również dziś. Piękne, długie zdania, poetyckie porównania, nieoczywiste spojrzenie na rozmaite detale codzienności. Ale, szczerze mówiąc, od książki okrzykniętej arcydziełem oczekiwałem czegoś więcej niż ślicznej formy. Liczyłem na to, że i sama treść będzie czymś wartościowym i poruszającym.
Mimo, że pierwszy tom "W poszukiwaniu utraconego czasu" (tak, "utraconego", albowiem czytałem tę książkę w nowym tłumaczeniu) był dla mnie pewnym rozczarowaniem, otwarcie deklaruję, że moim postanowieniem jest przeczytać również kolejne tomy. Spróbuję jednak sięgać po nie z częstotliwością nieprzekraczającą jednego tomu na rok. Być może bowiem, jeśli recepcja tego dzieła jest kwestią jakiegoś rodzaju dojrzałości, to takie rozłożenie lektury w czasie pozwoli mi, nim ukończę całość, zachwycić się wreszcie tym, co usiłuje przekazać światu Marcel Proust.
Czytając inne recenzje, zwróciłem uwagę na to, że sporo osób uważa, pierwszą część tego tomu, dotyczącą dzieciństwa narratora, za tę bardziej nużącą, natomiast opis relacji Swanna z Odettą za ciekawsze fragmenty powieści. Ja natomiast, spoglądając na podkreślone przeze mnie cytaty, mam raczej zgoła odmienne wrażenie. W pierwszej części, mimo że "fabularnie" dzieło się mniej, to więcej było zaglądania do swojego wnętrza. Natomiast "Miłość Swanna", mimo iż rzeczywiście momentami potrafiła zaciekawić akcją, była dla mnie tak męcząca ze względu na dominację opisów spotkań towarzyskich wyższych warstw społecznych, że trudno uznać mi te fragmenty za ciekawsze.
Jeśli są tutaj jacyś fani Prousta, to zachęcam do komentarzy, gdyż chętnie dowiem się, co dokładnie urzekło Was w dziełach tego autora.
I musiałem odejść bez wiatyku, pokonując każdy stopień schodów - jak w popularnym zwrocie - "na przekór sercu" - wspinając się opornie, wbrew własnemu sercu, które pragnęło wrócić do mamy, ponieważ ona nie upoważniła mnie pocałunkiem, by podążyło za nią.
W istocie bowiem ten szloch nigdy nie ustał i jedynie dlatego że życie wokół mnie milknie coraz bardziej, słyszę go ponownie, niczym dzwony klasztorne, których bicie zagłuszają w dzień hałasy miasta, lecz które rozbrzmiewa donośnie w ciszy wieczoru.
(...) wszystkie kwiaty z naszego ogrodu, a także z ogrodu pana Swanna, i lilie z Vivonne, i prości ludzie ze wsi i ich domki, i kościół, i całe Combray wraz z okolicami, wszystko to, nabierając formy i konsystencji, wyłoniło się - miasto i ogrody - z mojej filiżanki herbaty.
Jednak ojciec, dociekliwy, zirytowany i okrutny, podjął:
- Czy ma pan przyjaciół w tych stronach? (...)
- Mam przyjaciół wszędzie tam, gdzie kępy drzew poranionych, lecz nie zwyciężonych, skupiły się, by wspólnie, z patetycznym uporem błagać o zmiłowanie nieznające litości, niemiłosierne niebo
- Nie o tym chciałem mówić
na widok jednego tylko maku, wciągającego na szczyt masztu i wystawiającego na chłostę wiatru swój czerwony płomień
Trzy czwarte wysiłków umysłu i kłamstw wymyślanych przez próżność (...) powstało na użytek ludzi o niższej kondycji. I Swann, naturalny i swobodny wobec księżnej, drżał w obawie przed wzgardą, przybierał pozy gdy znalazł się w obecności pokojówki.
Na ogół inne istoty są nam do tego stopnia obojętne, że kiedy jedną z nich wyposażyliśmy w taki potencjał zadawania nam cierpień lub przysparzania radości, wydaje nam się ona kimś z innego świata, skąpanym w aurze poezji, kimś kto zmienia nasze życie w przestrzeń wzruszenia i mniej lub bardziej możliwej bliskości.
#ksiazki #czytajzhejto #literatura
