Aktualnie trwające mistrzostwa świata w lekkiej przypomniały mi o słynnym powiedzeniu Piłsudskiego. Nie wiem kiedy to się stało z ludźmi (ale się domyślam).
Finał maratonu, rzecz absolutnie unikalna, bo o zwycięzcy biegu rozstrzyga fotokomórka. Nie to jednak jara rodaków, bo połowa komentarzy dotyczy koloru skóry srebrnego medalisty reprezentującego Niemcy, który jest uchodźcą z Erytrei.
Armand Duplantis bije 14. raz rekord świata, śrubując go niesamowicie w tak trudnej konkurencji jak skok o tyczce. Tutaj jeszcze "lepiej", 2/3 komentarzy w stylu PATRZECIE JAKI BIZNESMEN BIJE TYLKO O 1CM BO MA PŁACONE ZA KAŻDY REKORD. Jawne pensje to fajna sprawa, ale chyba nie w tym kraju.
Finał kobiecego biegu na 400m stoi na astronomicznym poziomie, 40-letni rekord świata nafuranej Marity Koch z NRD przetrwał wyłącznie dzięki kałużom na bieżni, padł 2. i 3. wynik w historii tej dyscypliny. Sama Natalia Bukowiecka ze świetnym rezultatem, z najszybszym czasem jaki kiedykolwiek nie dał medalu na tym dystansie. Nuuuudddyyyyyyy, bo ciekawszy jest odcień skóry rywalek, ale jak ona miała ciemno przed oczami ahahahahahahaha
Tak, wiem, nie ma co czytać komentarzy na fb, ale te były nawet pod postami na "tematycznych" fanpejach, a nie Onecie.
#gorzkiezale