Ach, Piedras Rojas. Do tej pory łezka kręci mi się w oku na wspomnienie tego miejsca.
Piedras - skały, rojas (czyt. "rochas") - czerwone. Czerwone Skały, Piedras Rojas - proste, prawda? Ach, żeby wszystko było w życiu tak łatwe jak Piedras Rojas.
Na wyprawę do Piedras Rojas zdecydowaliśmy się wspólnie z ziomkami z Gwatemali i z Brazylii. To był oczywisty wybór - wycieczka do Piedras Rojas widniała na każdym potykaczu licznych biur piodróży z San Pedro de Atacama. Idziesz uliczką i widzisz Piedras Rojas, po chwili Piedras Rojas i znów Piedras Rojas. Nawet wracając do hostelu i zamieniając parę słów z parką nowoprzybyłych Brytyjczyków okazywało się, że oni też jadą jutro do Piedras Rojas.
- Jedziecie do Piedras Rojas? My też jedziemy do Piedras Rojas. A z którym biurem jedziecie do Piedras Rojas? A, no to my z innym biurem jedziemy do Piedras Rojas. No ale w każdym razie do Piedras Rojas, więc może się zobaczymy na miejscu w Piedras Rojas? No to przyjemności w Piedras Rojas!
To było jak przeznaczenie. To był nowy Rzym. Wszystkie drogi prowadzą do Piedras Rojas.
Wyruszyliśmy do Piedras Rojas wcześnie rano, bo do Piedras Rojas jedzie się długo. Ale warto, bo Piedras Rojas to słynne miejsce! Tak więc mimo niewyspania, o 6 rano ochoczo stawiliśmy się pod busem do Piedras Rojas.
- Piedras Rojas? - pyta z daleka przewodnik.
- Piedras Rojas - potwierdzamy i wsiadamy do busa oznaczonego czerwonym napisem Piedras Rojas. Czerwonym jak czerwone Piedras Rojas.
- Piedras Rojas?
- Piedras Rojas.
Słyszeliśmy te słowa jeszcze kilkukrotnie, za każdym razem gdy ktoś nowy wsiadał do busa. Niczym hasło i odzew, niczym Ying i Yang, niczym Flip i Flap. Piedras Rojas - nierozłączna para.
- Witam na wycieczce do Piedras Rojas! - głos przewodnika popłynął z głośników busa, gdy już ruszyliśmy. - W drodze do Piedras Rojas zatrzymamy się na śniadaniu, potem zobaczymy przy okazji kilka wyschniętych słonych jezior. Żeby nie tracić czasu na długi obiad w jakimś barze, dostaniecie lunchboxy zgodnie z wcześniej podanymi preferencjami (kurczak lub vege), tak żebyście mieli jak najwięcej przeżyć z samego Piedras Rojas.
No i faktycznie słyszeliśmy wcześniej, że w samym Piedras Rojas łazi się ze 2 godziny, więc skoro dojazd w jedną stronę do Piedras Rojas zajmował prawie 4, to w istocie lepiej było oszczędzać czas, żeby z Piedras Rojas nie wracać po zmroku.
- Super ważne! Czy każdy na pewno ma 5000 pesos w gotówce, żeby zapłacić za wstęp do Piedras Rojas przy kasach samego Piedras Rojas?
Pokiwaliśmy głowami, bo już oczywiście uprzedzono nas wcześniej, że za wejście do Piedras Rojas musimy zapłacić dodatkowo.
Jedziemy więc do Piedras Rojas. 1,5 godziny jazdy. Pół godziny śniadania. Godzina jazdy. Pół godziny przy wyschniętym słonym jeziorze numer jeden. Pół godziny jazdy. Pół godziny przy wyschniętym słonym jeziorze numer dwa. Coraz więcej dnia umyka, a my wciąż kawałek przed Piedras Rojas. No ale patrzę na mapie - już za 5 minut zjazd do Piedras Rojas, więc zaraz będziemy w Piedras Rojas. Z tym, że mijamy zjazd do Piedras Rojas.
My: Panie przewodniku, minęliśmy zjazd do Piedras Rojas.
Przewodnik: A, pewnie najpierw jedziemy do trzeciego wyschniętego słonego jeziorka, a w drodze powrotnej do Piedras Rojas.
Dotychczas milczący przez cały dzień kierowca: Nie jedziemy do Piedras Rojas.
Cały bus i przewodnik chórem: CO?!
Dalszy przebieg rozmów wyglądał mniej więcej tak:
- Nie jedziemy do Piedras Rojas
- Jak to?!
- No nie jedziemy do Piedras Rojas.
- Przecież my wszyscy tu płaciliśmy za wycieczkę do Piedras Rojas!
- Nie jedziemy do Piedras Rojas.
- Przecież nawet przewodnik myślał, że jedziemy do Piedras Rojas!
- Nie jedziemy do Piedras Rojas.
- Kazano nam przecież wziąć pieniądze na bilet wstępu do Piedras Rojas!
- Nie jedziemy do Piedras Rojas.
- Ale dlaczego nie jedziemy do Piedras Rojas?
- Bo nigdy nie mieliśmy jechać do Piedras Rojas.
- No przecież Piedras Rojas to jest główny cel wycieczki do Piedras Rojas!
- Nie, celem wycieczki są wyschnięte słone jeziorka w REJONIE Piedras Rojas.
No ty kurwiu.
Przechodząc do sedna - biuro podróży wynajmuje osobno kierowcę i osobno przewodnika. Kierowca dostał jedne instrukcje. Przewodnik dostał inne instrukcje. My dostaliśmy takie same instrukcje jak przewodnik.
- No to skoro już wiadomo, że wszyscy tu chcieli jechać do Piedras Rojas, to może tam teraz zawrócimy i wszystko będzie cacy?
- Nie, teraz to już za późno, nie zdążymy przed zmrokiem.
- No to czemu spędzaliśmy tyle czasu przy tych pieprzonych wyschniętych słonych jeziorkach?
- Skoro o tym mowa, za 15 minut postój przy trzecim wyschniętym słonym jeziorku i lunch przy okazji. Zrobimy tam godzinkę przerwy.
- nie chcemy przerwy! Nie chcemy lunchu! My chcemy do Piedras Rojas!
- Nie jedziemy do Piedras Rojas.
Cały bus był solidnie wkurwiony. Biedny przewodnik nie wiedział co powiedzieć, bo nawet on nie był w stanie nic wskórać po telefonie do organizatora. Dojechaliśmy do trzeciego wyschniętego słonego jeziorka.
- Proszę, tu są wasze lunchboxy - z kurczakiem i vege, zgodnie z zamówieniem złożonym wczoraj.
Ludzie zniesmaczeni zaczęli brać boxy z żarciem. Zerkam na ostatni i rzucam pytanie w tłum.
- Halo, czy na pewno nikt się nie pomylił? Ja zamawiałem z kurczakiem, a zostały tylko vege.
Wszyscy spojrzeli po sobie i na swoje boxy. Każdy miał to co miał dostać. Poza mną.
- Też chciałam kurczaka, ale mogę zjeść vege, mi jest wszystko jedno - oferuje się jakaś dziewczyna.
Zaczynamy jeść swoje boxy, po czym zza busa wychodzi kolega Brazylijczyk.
- Skąd macie żarcie?
- A z kontenerka.
- Tego tu?
- Tak.
- Nic już tu nie ma.
Nokurwapowinnowyjśćinaczej.jpg
Te asy z biura podróży nie dość, że nie zawiozły nas tam, gdzie miały, nie dość że popieprzyli typy zamówień na lunch, to jeszcze wzięli o jeden za mało. Wkurwienie sięgnęło zenitu. Koniec końców podzieliliśmy się jakoś tym żarciem, no ale do c⁎⁎ja pana, tak nie powinno być.
Pieprzone Piedras Rojas. Przekląłem w głowie chwilę, w której zdecydowałem się na kupno wycieczki do Piedras Rochas. Bo już pal sześć pieniądze, ale straciłem cenny dzień, w trakcie którego mogłem zwiedzać coś innego niż to całe Pierdas Ruchas.
Postanowiliśmy, by po powrocie zażądać zwrotu kasy od organizatora. Choć właściwie był jeden spory plus na tamten moment - jeszcze za nią nie zapłaciliśmy, tylko byliśmy umówieni na płatność po powrocie.
Jadąc ku San Pedro de Atacama widzieliśmy w oddali busy pod właściwymi Piedras Rojas. Wkurwieni dyskutowaliśmy, że trzeba było zabrać się z tą samą agencją, z której korzystała ta wspomniana wcześniej para Brytyjczyków z naszego hostelu.
- Eh, może nam przynajmniej pokażą zdjęcia jak to było w Piedras Rojas.
Po powrocie, z marszu poszliśmy do organizatora. Opisaliśmy wszystko. Że wczoraj sprzedawano nam wycieczkę do Piedras Rojas i nawet mówiono, żeby wziąć gotówkę na bilety wstępu. Że przewodnik też był przekonany, że tam jedziemy. Że zabrakło żarcia dla wszystkich. No i najważniejsze - że nie zamierzamy płacić. Babka nas wysłuchała, przeprosiła za to, że tak wyszło i spytała:
- No ale chyba nie było tak, że żadna z widzianych rzeczy Wam się nie podobała i nie było to warte tych pieniędzy?
- Wyschnięte słone jeziorka widzieliśmy już wcześniej. Gdybyśmy wiedzieli, że tu do oglądania będą wyłącznie te jeziorka, nie zdecydowalibyśmy się.
- To może rabat na kolejną wycieczkę z nami w inne miejsce?
No nie wybrałbym się z nimi nawet na drugą stronę ulicy, bo nawet to by spierdolili. Umówiliśmy się więc, że następnego dnia odezwie się do nas szefowa biura, żeby "omówić sprawę i znaleźć satysfakcjonujące rozwiązanie".
Wróciliśmy do hostelu po zmroku. Widząc brytyjską parkę, pytamy ich:
- No i jak było w Piedras Rojas?
- Nie byliśmy w żadnym Piedras Rojas. Wychujali nas.
XDDDDDD
Mieli tę samą historię do opowiedzenia. Niby inna agencja, ale zagranie identyczne. Choć u nich przynajmniej nikomu nie zabrakło żarcia.
Dwa dni później na WhatsAppie odbieram wiadomość.
- Cześć, jestem właścicielką agencji podróży i chciałam porozmawiać na temat rozliczenia tej wycieczki do Piedras Rojas.
- Dziwne - pomyślałem - przecież ja nigdy nie byłem w Piedras Rojas.
Więcej się nie odezwała.
#polacorojo #podroze #chile #atacama #piedrasrojas





