977,09 + 22,73 = 999,82
No tyle się nasłuchałem o tej pięknej krakowskiej choince, że nie było wyjścia, musiałem zobaczyć
A zaczęło się od tego, że wczoraj wieczorem zapomniałem kupić zapas arbuza, więc dziś o 6 rano jako razowy arbuzoholik pierwsze co zrobiłem to sprawdziłem, czy już jest czynna biedra na dworcu głównym jest czynna. Była. Szybko zacząłem sobie wyliczać trasę pod #2137 - i kurczę, jak bym nie próbował to za każdym razem wychodziło więcej. A potem sobie pomyślałem, że jak się okaże że jest tylko jakiś paździerzowaty pięciokilogramowy bydlak i musiałbym go targać z powrotem 11 kilometrów, to chyba nie warto.
I wtedy odezwała się moja krakoska dusza, zapytała "A KIEDY OSTATNIO BYŁEŚ NA RYNKU?" i zrobiło mi się wstyd - więc po prostu postanowiłem odwiedzić ponoć najpiękniejszą choinkę, zrobić rundkę wokół Rynku.
Biegło się dość przyjemnie - znowu cieplutko i tylko -1°C, solidny wiatr przewiał wszelki smog. Na mojej ulicy było BOSKO - nietknięty od wczoraj, skrzypiący biały puch
Na Rynku spotkałem międzynarodowe towarzystwo, sporo religijnych ludzi - było "O Jezu", "O Boże", "My God" i nawet "Mein Gott" się trafiło. Do kompletu brakowało jedynie "Mon Dieu"
Skoro już byłem na Rynku, to nie omieszkałem kupić obwarzanków - a wracając jeszcze obróciłem przez jedną fajną piekarnię, gdzie kupiłem pyszne pieczywo i słodkości. Tanio nie było, ale było warto - w zasadzie wszystko zniknęło w domu za sprawą moich rodzonych jamochłonów
Jak widać, przestrzeliłem papaton o półtora kilometra - ale mniej mnie to boli, niż by mnie bolało gdybym będąc tak blisko Rynku go nie odwiedził
Miłej niedzieli kochani!
#bieganie #sztafeta
