41 572,0 + 2,66 + 1,02 + 3,06 + 1,02 + 22,28 + 1,12 = 41 603,16
NO DOBRA, JESTEM
Po niemal tygodniu męczarni z ograniczaniem biegania do jakichś 1-2-3 km przebieżek na siłowni czy podczas spaceru w końcu się wyrwałem. Oczywiście od razu na ulubiony 23km bieg po Lasku Wolskim
Taki update co do sytuacji - pod koniec listopada najstarszy syn przyniósł do domu takiego syfa, że porozkładało wszystkich ze mną włącznie. Tylko kot się uchował xD Trójka dzieci na antybiotykach... No nie pamiętam jeszcze takiego pogromu. Na domiar złego dorwało mnie od jakiegoś czasu jakieś paskudne uczulenie skórne w różnych, mniej i bardziej publicznych miejscach - totalnie nie wiadomo dlaczego.
Sam byłem mocno osłabiony i kaszlałem jak gruźlik. Trochę jeszcze kaszlę, ale stosunkowo najmniej z rodziny. Tak czy siak, mój udział w dzisiejszym biegu był mocno dyskusyjny, żona groźnie pomrukiwała zarzucając mi głupotę i "kawalerowanie" w związku ze skrajną nieodpowiedzialnością, jaką było choćby rozważanie uczestnictwa. Jednak wczoraj lekko spuściła z tonu, pozwoliła na oficjalną testową przebieżkę, a dziś - choć nie była zbyt zachwycona - przewróciła oczami i padło słynne "a rób jak uważasz". Normalnie to jest sygnał do ABORT ABORT ABORT, ale po 20 latach małżeństwa człowiek już trochę inaczej do takich spraw podchodzi i ma swoje priorytety
Dziś był bieg mikołajkowy, więc też adekwatnie się ubrałem. Było dość ciepło, ale osób na krótko i tak było zaskakująco mało. Żeby żona nie warczała na mój skromny ubiór, wziąłem dla przyzwoitości komin na szyję a pod czapkę opaskę wiatroszczelną. W sumie niegłupie, tym bardziej że ostatnio miałem jakieś bóle ucha - nie ma co ryzykować, z uchem nie ma żartów!
No i nic. Stawiłem się na starcie, przemyślałem raz jeszcze jak bardzo głupi jestem - i poszłooo! Jak zwykle cała masa ludzi mnie wyprzedziła - jestem do tego w zupełności przyzwyczajony, bo antylopa to ze mnie słaba jest. Leciałem spokojnie swoim tempem, górki, dolinki. Warunki były fajne - błota niby było sporo, ale nie było śliskie tylko wręcz przeciwnie, zaskakująco lepkie i grząskie. Do tego sporo liści, ale też raczej przylepionych niż robiących za niebezpiecznie śliski film. Słońca praktycznie nie było, wszystko zasnute było mgłą. Biegnąc obok Kopca Piłsudskiego ledwo było widać podstawę i majaczący pierwszy poziom chodnika.
Na pierwszym okrążeniu - gdzieś koło 8-9 km - na chwilę straciłem czujność, zahaczyłem o coś stopą i po ułamku sekundy już leciałem na pysk. Nauczony doświadczeniem zwinąłem się w kulkę, zaliczyłem pełnego fikołka i niemal bez utraty prędkości poleciałem dalej. Co prawda lekko poharatałem nogę i przez zdezorientowanie pomyliłem trasę, ale już po chwili trafiłem na właściwą ścieżkę (jakiś bidok pobiegł za mną, cóż poradzić) i byłem znowu na trasie. Z tego co widzę, wyszło na dokładnie to samo - tylko trochę trudniej, bo stromiej z górki było xD
Tym razem korzystałem ze wszystkich okazji do wypicia wody (czyli całych trzech). Cudowne orzeźwienie, zwłaszcza że czapka razem z opaską trochę za bardzo grzały. Wsysnąłem też dwa żele SIS - jeden "Beta Fuel", drugi jakiś zwykły. Czy dały mi kopa? Nie wiem, ale na pewno nie zaszkodziły
W kilku tradycyjnych miejscach przeszedłem do marszu - na jeden dłuugi i stromy podbieg po prostu sobie odpuściłem z biegiem, a w jednym z trickowych miejsc gdzie można szybko śmignąć albo mozolnie się wspinać - raz trafiłem na taki zator z ludzi, że niestety trzeba było wybrać drugą opcję. Trochę mnie zaskoczyło, gdy pod koniec drugiego okrążenia trafiłem na ludzi biegnących dystans 5,7km i wielu było tak wykończonych, że bez problemu ich wyprzedzałem. No ale może to był już ogon tego dystansu - ciężko stwierdzić.
Na metę dobiegłem po 2:31h, czyli jednak zauważalnie później niż zwykłem w poprzednich biegach - więc coś tam na rzeczy było ze zdrowiem i wydolnością. O tyle dziwne, że jakoś tego specjalnie nie odczuwałem. Tętno nie było jakieś wybitnie wysokie - 159, z częstymi epizodami powyżej 160, max 174. W sumie bez dramatu, zdaje się 88. na 128 czy jakoś tak.
Dobiegłem, przeżyłem, hektolitry wody wypiłem, potem jeszcze w biurze zawodów podłączyłem się do herbatki z malinami
Dobra, kończę bo już poniedziałek wjechał xD
#sztafeta #bieganie
