316 + 1 = 317


Tytuł: Mickey 17

Rok produkcji: 2025

Kategoria: Dramat / Przygodowy / Sci-Fi

Reżyseria: Joon-ho Bong

Czas trwania: 2h 17m

Ocena: 6/10


Nie wiem dlaczego - czy przeczytałem fałszywego newsa czy zasugerowałem się siedemnastką w tytule - ale spodziewałem się kontynuacji wydarzeń znanych z powieści „Mickey 7”. Tak się jednak nie stało i „Mickey 17” to po prostu ekranizacja - niestety, niezbyt udana. 


Ostatnio jakoś mam szczęście do filmów, które można podzielić na dwie części, z czego jedna mi się podoba, a druga niekoniecznie. Tak też było tutaj. 


Pierwsza, ta przyjemniejsza w odbiorze, jest mocno zabarwiona humorystycznie. Robert Pattinson świetnie poradził sobie jako sarkastyczny narrator, odgrywając rolę gapowatego bohatera opowiadającego o swoich losach. 


Tu pojawił się pierwszy zgrzyt - rozumiem, że ekranizacje rządzą się swoimi prawami, jednakże trudno jest mi zrozumieć niektóre zmiany względem pierwowzoru. Przez co całość ma gorszy wydźwięk. 


Jak inny charakter najlepszego przyjaciela Mickeya jeszcze potrafię zrozumieć, choć ani trochę mi on nie pasuje, tak nie jestem w stanie pojąć, dlaczego reżyser postanowił zmienić całą postać naczelnika kolonii. W powieści mieliśmy do czynienia z surowym, gardzącym Mickeyem z powodów moralnych/religijnych (jedna dusza powinna mieć jedno ciało i te sprawy). Tymczasem w filmie dostaliśmy gościa gardzącego wszystkimi, bo... jest po prostu bogaty i przeświadczony o swojej wyjątkowości? Przynajmniej tak to odebrałem. 


Joon-ho Bong trochę przesadził z karykaturalizacją postaci. Może i działało to w uwielbianym przeze mnie „Parasite”, tak w „Mickey 17” mocno przestrzelił. 


I tu wrócę do Pattinsona, który mam wrażenie, że dźwigał ciężar produkcji na swoich barkach. Tym bardziej, że od pewnego momentu zaczął odgrywać dwie role jednocześnie, różniące się od siebie. Co doprowadziło do interesującej mnie kwestii: 


Czy jeśli co tydzień robione są skany świadomości człowieka, to istnieje możliwość, że po wczytaniu takiego skanu otrzymamy osobę o odmiennym charakterze? To właśnie sugeruje film - Mickey nr 17 jest gapowaty, tymczasem Mickey nr 18 wydaje się być jego całkowitym przeciwieństwem. Podobnie było z wcześniejszymi klonami - różniły się usposobieniem. Ciekawa kwestia.


Równie ciekawą kwestią jest podejście do zakazanego już w filmie występowania dwóch lub więcej klonów jednocześnie. Wszystko przez człowieka, który w ten sposób do pewnego momentu bezkarnie mordował ludzi, mając alibi - w końcu przebywał w swoim domu, nie mógł wtedy grasować po ulicach. No chyba że wysłał swojego klona.


Zastanawia mnie kwestia prawna - czy jeśli neuromantyk A popełni przestępstwo, to czy neuromantyk B powinien także za nie odpowiedzieć? Oczywiście przy założeniu, że B nie wiedział o czynach A. W teorii są tymi samymi osobami, więc jeśli A mógł, powiedzmy, kogoś zabić, to B też jest do tego skłonny, prawda? W innej teorii odtworzony B może mieć odmienne usposobienie.


Niestety, nie jest to film filozoficzny - wymienione kwestie zostały wspomniane tak naprawdę mimochodem.


Czy polecam obejrzeć? Nie - lepiej przeczytać powieść. Chyba że jak ja lubicie Pattinsona, to wtedy tak - warto dla jego warsztatu aktorskiego.


#filmmeter #filmy #ogladajzhejto #sciencefiction

6dd053f7-ebd4-4a38-bafd-6d9f1f69ef7b

Komentarze (7)

Johnnoosh

@cyberpunkowy_neuromantyk Mi się podobał bo nie czytałem powieści

cyberpunkowy_neuromantyk

@Johnnoosh


Obawiam się, że to by nic nie dało, gdybym nie przeczytał powieści. Kreacja naczelnika kolonii była dość żenująca.

Johnnoosh

@cyberpunkowy_neuromantyk Bo ten film trzeba brać jako czarną komedię, wtedy wszystko pasuje

zachlapany_szczypior

@Johnnoosh nie da rady. Zbyt poważny na czarną komedię. Zbyt przerysowany żeby brać poważnie.

Johnnoosh

@zachlapany_szczypior Jest nieszablonowy, to prawda. Mi się podoba bo jest to w miarę prawdziwy film S-F a to rzadkość więc może dlatego dodaję punktów. Najważniejsze że dobrze mi się oglądało ale rozumiem że komuś się może nie podobać.

AureliaNova

Bo imho jest to też satyra na pewnego pomarańczowego człowieka i ogólnie sytuację z miliarderami w USA. Jak każda satyra z Hollywood jest tak grubo ciosana, że przestaje być śmieszna i zaczyna żenująca - ale świetnie się nadaje do oglądania ironicznego :)

Mi się film w sumie podobał, ale pomogło nastawienie, że jest to głupiutki film, ciągnięty przez pojedyncze elementy i grę aktorską :P

Fly_agaric

@AureliaNova

Mi się film w sumie podobał, ale pomogło nastawienie, że jest to głupiutki film, ciągnięty przez pojedyncze elementy i grę aktorską

O właśnie. Książki nie czytałem, więc nie miałem oczekiwań. W konwencji się połapałem szybko i biorąc na to poprawkę całkiem zgrabnie mi się to obejrzało.

Nie jest arcydzieło, w żadnym razie. Nie zapisze się w annałach kinematografii. Jednak, w zalewie chłamu jakiego filmoteki ostatnio przeżywają to jest to coś, po poświęceniu na co 2 godzin nie czuję straty.

Zaloguj się aby komentować