205 571 + 35 + 45 + 51 + 53 + 55 + 46 = 205 856
#rowerowyrownik
Kilka krótkich wyjazdów od początku sierpnia, czyli nieśmiały powrót do bardziej regularnego jeżdżenia (i być może do nieco bardziej regularnego wrzucania postów). (Prawie) wszystko przejechane z @vvitch
Ogólnie jazdy wypadły dość spokojnie. Wieczorami koty, żaby i inne egzemplarze lokalnej fauny tłumnie wychodziły na drogę (jeśli fauna może oczywiście być tłumna - jeśli tak, ta była). Na te kilka jazd trafiły się za to trzy egzemplarze z gatunku "samochodus frustratus", o których już wspomniała ukochana, ale i tak coś od siebie dodam.
Jeden z nich, Janusz o sumiastym wąsisku jadący złomkiem marki nieokreślonej, barwy sraczkowatej wesołości wpadającej w pomarańcz zrównał się z nami na łuku (wyprzedzając uprzednio samochód grzecznie jadący za nami) aby (głównie mi bowiem ukochana słyszeć nie mogła) wyoślić, że oto tam, z prawej jest ścieżka rowerowa, którą powinniśmy jechać. Przy czym nie był aż tak grzeczny i zwyczajnie wydarł mordę przez uchylone okno. Żeby było zabawniej w tamtym miejscu nie ma ani ścieżki rowerowej, ani ciągu pieszo rowerowego ani nawet chodnika z dopuszczeniem ruchu rowerowego. Cóż, kiedy bogowie wszelacy dawali rozum, Janusz stał w kolejce po wąsa.
Drugim egzemplarzem cymbała był inny Janusz. któremu bardzo, ale to bardzo się spieszyło. A że przy lewoskręcie lubię wyjechać na środek pasa (i mogę) to Janusz nieco się zasapał, nieco spocił i nieco zdenerwował że nie może mnie, pedalarza cholernego, tu i teraz wyprzedzić. Pogazował trochę za mną, wyprzedził z piskiem klapka na pedale gazu po czym zatrzymał się przed przejazdem kolejowym aby przepuścić pociąg. Zanim się zebrał do dalszej jazdy to zdążyłem go wyprzedzić. Ta wesoła historyjka nie kończy się nerwami kierowcy ukierunkowanymi ku mojej skromnej osobie, bowiem dogonić mnie już nie mógł... Bo za wspomnianym przejazdem kolejowym droga była zamknięta na tyle, że autem nunu, ale rowerem już tak:)

