123 + 1 = 124
prywatny licznik: 5/52
Tytuł: Triumf owiec. Thriller a zarazem komedia filozoficzna
Autor: Leonie Swan
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Amber
Format: książka papierowa
ISBN: 9788324138739
Liczba stron: 462
Ocena: 6/10
Jak to się już robi tradycją - zasiadłem do drugiego tomu nie czytając pierwszego. "Triumf..." jest bowiem kontynuacją „Sprawiedliwości owiec”, największego przeboju roku w Polsce 2006 w kategorii proza obca, sprzedanego w 70 tysiącach egzemplarzy - jak czytamy na okładce. Opis również pozwolę sobie skopiować z okładki, bo dobrze podsumowuje powieść:
Owce z Glennkill opuszczają bujne zielone łąki Irlandii i przybywają do zaśnieżonej Francji z nową pasterką Rebeką, córką zamordowanego starego pasterza George’a. Rebece towarzyszy jej matka, zwariowana tarocistka, uwielbiająca likierek i ciągle kłócąca się z córką. Zatrzymują się na zimowym pastwisku w pobliżu starego zamczyska, w którym kiedyś mieścił się zakład dla obłąkanych. Matka Rebeki wróży, że stanie się coś złego (czemu trudno się dziwić, bo w jej talii brakuje wielu kart zwiastujących dobre zdarzenia). I rzeczywiście zaczyna się coś dziać. Owce dowiadują się od swoich nielubianych sąsiadek kóz (które zdaniem owiec cuchną i są szalone),że w okolicy grasuje tajemniczy potwór zwany Garou…
Kim jest Garou?
Może wilkiem. Może wilkołakiem.
A może kimś znacznie bardziej niebezpiecznym…
Prawdę o nim odkryją owce po dramatycznym śledztwie.
I wtedy znowu będzie sprawiedliwość.
I triumf owiec.
Generalnie klimat książki jest bardzo fajny, owce są urocze, mają swój punkt widzenia i swoją logikę, w której ludzkie rzeczy są zachowania są przez nie analizowane. Często rozważania oparte są na błędnych założeniach, spowodowane brakami w owczej wiedzy, ale wtedy - czasem - można liczyć na pomoc kóz. Wprowadza to nieco humoru w nudnawą lekturę. Największą wadą tej książki jest jej długość w stosunku do ilości zawartej treści. Owce snują się z kąta w kąt, wygłaszając rozmaite głembokie mądrości w stylu "Ludzie myśleli albo za dużo, albo nie o tym co potrzeba. Najczęściej za mało myśleli o owcach". Szybko robi się banalnie i nudno przez co po jakimś czasie musiałem trochę zmuszać się do lektury. 100 stron opisu jak stado wybrało się po zagubioną w lesie owcę. Kolejne 50 - wyprawa do zamku, czy w celu namówienia auta do przewiezienia stada w inne miejsce. Gdyby skrócić powieść o połowę - wyszło by jej tylko na dobre. Samo rozwiązanie fabuły to z kolei tylko kilka stron, a "ten kto zabił" (bo książka to rasowy kryminał, choć może nie wygląda) to jakaś losowa osoba, mało co wspominana wcześniej.
Niestety nie umywa się to do absolutnego mistrza w tej kategorii, "Wodnikowego Wzgórza" Richarda Adamsa. Może pierwsza część jest lepsza, kiedyś może nadrobię. Plus jest taki, że "Triumf..." można traktować jak osobną powieść i czytać bez znajomości "Sprawiedliwości owiec"
Opublikowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter

