1087 + 1 = 1088
Tytuł: Malowany ptak
Autor: Jerzy Kosiński
Tłumacz: Tomasz Mirkowicz
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10
#bookmeter
Świat okazywał się ciasny jak stryszek chłopskiej chaty. Człowiekowi ustawicznie groziło, że albo wpadnie we wnyki zastawione przez tych, którzy go nienawidzą i chcą go gnębić, albo w ramiona tych, którzy go kochają i pragną chronić.
Ja tę książkę przeczytałem w swoim życiu po raz drugi. Pierwszy raz miał miejsce kilkanaście lat temu, byłem wtedy albo w końcówce gimnazjum albo w początkach liceum. Fascynowałem się wówczas zespołem Dżem (ta przypadłość dotknęła też wielu z moich ówczesnych znajomych, a, z tego co mi wiadomo, niektórym z nich po dziś to jeszcze nie przeszło) i właśnie pod wpływem utworu Jak malowany ptak po książkę pana Kosińskiego zdecydowałem się w tamtym czasie sięgnąć. Czy jest to przypadkowa zbieżność tytułów, czy też autor tekstu do utworu zespołu Dżem, pan Dariusz Dusza, inspirował się tą powieścią – ciężko jest mi stwierdzić. Można by znaleźć pewne tropy przemawiające za tą interpretacją, nie jestem jednak pewien, czy nie byłaby to nadinterpretacja. Być może wtedy, dawno już temu, sprawdziłem jak to się tam z tym pisaniem przez pana Duszę odbyło, ale nawet jeśli to wtedy sprawdziłem, to efektów tego sprawdzania nie pamiętam. A dziś tego sprawdzać to już mi się nie chce.
Z tego mojego pierwszego czytania sprzed kilkunastu lat też w zasadzie niewiele pamiętałem. Pamiętałem tylko jedną scenę, scenę stosunku z kozłem (szokującą! – można przeczytać w niemal każdym tekście dotyczącym Malowanego ptaka; drugim obowiązkowym punktem – a więc i ja go tutaj zmieszczę – tekstów traktujących o Malowanym ptaku jest imię występującego w tej książce psa – psa, który wabi się Judasz) i nie pamiętałem już niczego więcej, nawet tego psa Judasza. Zresztą, wydaje mi się, że wówczas tej książki na pewno nie doceniłem, o ile w ogóle udało mi się ją wtedy zrozumieć.
***
Tym razem po Malowanego ptaka sięgnąłem również poruszając się po tropie. Trop prowadzący do tej książki wskazał mi w swoim bardzo dobrym (a narracyjnie fantastycznym) Good night, Dżerzi pan Janusz Głowacki (dzięki za podsunięcie, kolego @fonfi , proszę pozdrowić żonę!). Bo faktycznie, postać autora książki, pana Jerzego Kosińskiego, tak barwnie w tym Good night, Dżerzi odmalowana, jest postacią kontrowersyjną. Tak samo jak kontrowersyjny jest sam Malowany ptak. Kontrowersje te dotyczyły tak domniemanego nieautorstwa tej powieści przez człowieka, którego nazwisko można przeczytać na jej okładce, jak i zmiany jej odbioru po skandalu, który wybuchł w momencie, kiedy okazało się, że nie jest ona aż tak bardzo autobiograficzna, jak pan Kosiński chciał, żeby była odbierana. Tych kontrowersji zresztą było tam znacznie więcej, a jeśli ktoś jest nimi zainteresowany, to odsyłam do wspomnianego wcześniej Good night, Dżerzi.
Zostawiając jednak kontrowersje na boku, a zajmując się już Malowanym ptakiem, to po pierwsze muszę napisać, że jest ona napisana cudownie, przede wszystkim jeśli chodzi o prowadzenie narracji. Płynąłem przez ten tekst zachwycając się jego budową, stylem, rytmem (a nawet melodią!) czy porównaniami stosowanymi przez autora (czytałem polski przekład, autorstwa pana Tomasza Mirkowicza, więc, przynajmniej w kwestii tych pierwszych trzech – a z melodią to nawet czterech – spraw, nie mniejsze ukłony w jego kierunku). Urzekła mnie zdolność obserwacji autora (ktokolwiek nim nie był) i użycia szczegółu w prezentacji postaw bohaterów (to, co tak ogromne wrażenie zrobiło na mnie u pana Kafki) i w tej sprawie posłużę się cytatem: Wreszcie zjawiła się kierowniczka, przywitała nas i wzięła od Jurija moje akta. Podpisała jakiś dokument, oddała Jurijowi i położyła mi dłoń na ramieniu. Strząsnąłem ją zdecydowanie. Epolety munduru to nie nie miejsce, gdzie kobieta może kłaść rękę. Bardzo podobała mi się płynność przemiany głównego bohatera, jego dostosowywanie się do sytuacji, wyciąganie wniosków z tego, co działo się dookoła niego (często wniosków moim zdaniem błędnych i naiwnych, ale tak dobrze uzasadnionych spojrzeniem postaci, że była ta postać absolutnie spójna i bardzo konsekwentnie prowadzona). Patrząc też na książkę jako całość, rozumiem (a nawet doceniam) jednowymiarowość pojawiających się w niej bohaterów drugoplanowych – moim zdaniem było to potrzebne do przedstawiania świata w taki sposób, w jaki autor (ktokolwiek nim nie był) chciał ten świat przedstawić.
I właśnie: świat przedstawiony. To kolejny zarzut (czy kontrowersja) jaki zdarza się, że jest ku Malowanemu ptakowi kierowany. Ja się z nim nie zgadzam. To znaczy, owszem, świat (z tego, co wiem), nawet w czasie II wojny światowej nie był miejscem aż tak okropnym i nieprzyjaznym, jakim przedstawił go autor (ktokolwiek nim nie był). Z drugiej jednak strony, żeby pokazać to, co w książce zostało pokazane (albo to, co ja w niej znalazłem) to, wydaje mi się, nie można było postąpić inaczej niż przedstawić ten świat właśnie w taki sposób, czyli przy użyciu hiperboli – to przecież wspaniały, jeśli umiejętnie zastosowany, środek literacki. A Malowanym ptaku hiperbola uważam, że została zastosowana świetnie. W ogóle ten świat z Malowanego świata, świat wsi brudnej, ciemniej, złej, głupiej i zepsutej wspaniale kontrastował mi ze światem w ostatnio przeze mnie (trochę z przymusu) przeczytanych Oberkach do końca świata pana Wita Szostaka. Tam również występowała wieś, również była ona ciemna i głupia, ale u pana Szostaka miało to swój urok. U pana Kosińskiego (czy kto tam tę książkę napisał) wręcz przeciwnie. Oba te przedstawienia wydają mi się dość dalekie od prawdy, prawda, jak to ma w zwyczaju, pewnie leży gdzieś po środku, jednak mnie to drugie przedstawienie literacko podobało się dużo bardziej.
