O ile większość osób z klimatów #muzykaelektroniczna, na pytanie o największy przebój Erica Prydza wymieni raczej "Pjanoo", tak wydaje mi się, że ogół społeczeństwa wybrałby zdecydowanie "Call on Me". Pierwszy przebój Szweda, ujmując to dyplomatycznie, bardzo dużo wziął z pierwowzoru "Valerie" Steve'a Winwooda.
Co może być sporym zaskoczeniem dla wielu z Was, Prydz "Call on Me" nienawidzi tak samo jak latania samolotem, a cierpi on na awiofobię. Skąd się wzięła niechęć do tej piosenki? Ponoć podczas swojej pierwszej trasy koncertowej, gdy utwór ten grany był absolutnie wszędzie, na jednym z koncertów Szwed go nie zagrał, za co publika podziękowała mu gwiazdami i obrzucaniem go różnymi przedmiotami. Ten miał się zawziąć w sobie, że już nigdy utworu nie zagra. Czy to było tylko podyktowane chwilową złością? Raczej nie, bo sam nie słyszałem seta z tym utworem, a dosyć powiedzieć, że posiadam prawie kompletną dyskografię Prydza.
Dobijając do brzegu, ten blisko 20-letni impas został właśnie zakończony, bo kilka dni temu Eric zagrał "Call on Me" i to nie byle jak, bo zmiksował go z pierwowzorem. 😎
#house
https://youtu.be/_N0gaZEbDtU?si=vYBgs7i9O8c_uwkb