U źródła więcej zdjęć i druga część wpisu. Zapraszam do autora, bo perełka.
Przez kilka ostatnich miesięcy obejrzałem blisko 90 archiwalnych odcinków "997" z lat 1986 - 1993, a więc z pierwszego, złotego okresu nadawania programu. I wsiąkłem totalnie. Ten program to nie tylko prawdziwy "nightmare fuel" przy którym "Dom zły" Smarzowskiego ogląda się jak przygody Mapeciątek, ale i niesamowita kopalnia wiedzy o życiu w Polsce w czasach transformacji ustrojowej i nie tylko. Praktycznie każdy odcinek oglądałem na raty z odpalonymi równolegle Google Street View, aby na bieżąco sprawdzać lokacje w których rekonstruowano poszczególne zbrodnie i aplikacją Shazam, aby odnotować sobie utwory muzyczne użyte w programie (soundtrack "997" to temat na osobną analizę - poczynając od wbijającego się w głowę kawałka "Cronus" zespołu The Chase z czołówki programu, poprzez eksperymentalny jazz i muzykę elektroniczną spod znaku Szkoły berlińskiej, która regularnie pojawiała się w programie).
Co mi się najbardziej w "997" podobało i co z tego programu zapamiętam?
- Rekonstrukcje zbrodni - często kręcone na szybko i z niedużym budżetem, ale przez to jeszcze bardziej szorstkie i autentyczne. Do rekonstrukcji zatrudniano zawodowych aktorów, jak i naturszczyków, a decydującym czynnikiem przy rekrutacji było to, czy dana osoba jest podobna do zbrodniarza bądź ofiary. Poszczególne sceny były najczęściej kręcone w autentycznych miejscach zbrodni. Mało tego, w programie często wykorzystywano materiały policyjne (lub milicyjne), w tym wizje lokalne z prawdziwymi bandziorami! Dodajmy do tego specyficzną, mocno analogową fakturę obrazu, niepokojący głos lektora (w tym najlepszego z nich - Zbigniewa Zalińskiego) i grubą ramkę w której był zamknięty kadr, często wściekle żarówiastego koloru. Nic dziwnego, że po obejrzeniu poszczególne sceny zbrodni zostawały w głowie na dłużej. "997" zabierało nas do śmierdzących melin, obskurnych barów, przydrożnych moteli i na zapuszczone dworce. W programie pojawiały się też pasmanterie, kantory wymiany walut, pewexy, bazary, blokowiska, kawiarnie i mieszkania prywatne. W tych ostatnich często królowała drewniana boazeria, a kluczowym elementem wystroju był telewizor i magnetowid sprowadzony z Zachodu. Akcji często towarzyszył spożywany w nadmiernych ilościach alkohol.
- Portrety pamięciowe - W "997" pojawiały się portrety zbrodniarzy sporządzone przez milicyjnych/policyjnych rysowników na podstawie zeznań świadków, niektóre zabawne, narysowane bardzo nieudolnie, inne z kolei przerażające i zaskakująco precyzyjne. Oprócz tego w programie prezentowano zdjęcia zwłok (w tym topielców czy osób postrzelonych w głowę) celem ich rozpoznania przez widzów oraz zdjęcia osób zaginionych. W "997" pojawiały się również osoby, które straciły pamięć i przebywały od wielu lat w różnego rodzaju domach opieki - dzięki temu, że pojawiły się w programie, część z takich osób wróciła do rodzin.
- Studio i prowadzący - program kręcono w Łodzi, a dokładnie w siedzibie łódzkiej milicji/policji. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to oczywiście wszędobylska drewniana boazeria. Za szybą siedzieli policjanci i na bieżąco odbierali telefony od widzów. Ważną częścią wyposażenia był duży telewizor, który służył do połączeń międzymiastowych w czasie rzeczywistym. W studio często prezentowane były różnego rodzaju dowody w sprawach (typu zakrwawione ubrania, odciski butów) oraz odzyskane lub poszukiwane przedmioty. Program przez pierwsze lata prowadził głównie Jan Płócienniczak- funkcjonariusz MO i dziennikarz o dość surowej aparycji i chropowatym głosie. Płócienniczak dał się jednak lubić, miał w sobie specyficzną łagodność, potrafił rzucić żarcikiem. W 1990 na stałe prowadzącym został autor programu, czyli Michał Fajbusiewicz - pewny siebie, zadziorny. Zaproszeni do studia milicjanci i prokuratorzy często byli odpytywani przez niego jak dzieciaki w szkole. Obaj panowie to zdecydowanie osobowości telewizyjne.
"997" z pierwszych lat istnienia to fenomen, który jest absolutnie nie do powtórzenia w współczesnej telewizji i temat, któremu należy się dokładne opracowanie, najlepiej w postaci opasłej monografii. Tutaj fascynacja łączy się z totalnym krindżem, a nawet obrzydzeniem. Można powiedzieć, że całość ma posmak zbliżony do serii paradokumentów z cyklu "Oblicza śmierci", gazety "Zły" z lat 90. czy stron internetowych typu rotten, ale to będzie znaczne uproszczenie. Tutaj "shock value" jednak służył dobrej sprawie i często prowadził do wykrycia sprawców danej zbrodni. Poza tym trudno nie docenić, że np. scenie zadawania 21 ciosów tłuczkiem do mięsa towarzyszy muzyka Tangerine Dream.
Po latach "997" zaskakuje całkowitym brakiem jakichkolwiek regulacji typu RODO - na antenie padają nazwiska ofiar i świadków, podawane są dokładne adresy zamieszkania. Chyba najbardziej zaskakującym odcinkiem pod tym względem jest ten, w którym występują dzieciaki, które przyczyniły się do złapania "Ręcznikowego dusiciela" - pedofila i mordercy. Chłopcy występują w programie i grają samych siebie - raczej nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach.
"997" zostało zdjęte z anteny w połowie 1993 roku na skutek interwencji Komendanta Głównego Policji Zenona Smolarka, który twierdził, że program ma PRL-owski rodowód i jest wręcz instruktażem dla potencjalnych przestępców. Oskarżenia te zostały wycofane przez policję po dwóch latach i "997" wróciło do telewizji w nowej, złagodzonej nieco formie, ale to już materiał na inną opowieść.
Poniżej wrzucam wyselekcjonowane kadry z programu. Docelowo będzie ich bardzo dużo, ale i tak dokonałem sporej selekcji - na pewno nie znajdziecie tu tych najbardziej drastycznych. Kadry dzielę na kilka wątków tematycznych - dziś wrzucam te prezentujące różnego rodzaju wnętrza - mieszkania, meblościanki i sklepy z przełomu lat 80./90. Enjoy!
#ciekawostki #polska
