#zdrowie #leczenie #uag #badania
Leczę sobie tak dwa tygodnie temu i śpię. Przewracam się na lewy bok i czuję jak coś mnie uwiera w pod żebrem. Pierwsza myśl: "znowu zostawiła telefon w łóżku", no i mówię, "możesz ten...". Patrzę, a telefon trzyma w rękach, z lekkim już zdenerwowaniem patrzy na mnie mówiąc "co!! Co znowu co!". Skulułem się i patrzę co tam jest pod tymi żebrami. Nie ma nic. Co jest do cholery, kładę się z powrotem na ten sam bok. No ewidentnie coś uwiera. Macam się pod żwbrem I czuje gulę. Pierwsza myśl: "rak, przepuklina, krwiak, tętniak, umieram generalnie, ile kosztue pogrzeb?".
Mimo tak szybkiego roku myśli, zauważam, że właściwie to nic nie widać w tym miejscu tylko czuć coś tam pod skórą. Szybka akcja umawiania USG. Tydzień czasu czekam. Oczywiście w tym czasie przestudiowałem wszystko, rozmasowywalem, sprawdzałem nawet jakie są szanse i na co w tym miejscu. Sprawdziłem wszystko co się da., oprócz widocznie jednej rzeczy.
Dziś poszedłem na USG.
Ja lekko spocony, no bo czuję się jak na sądzie ostatecznym.
"Owca, teraz idziesz do piekła, masz 4 dni na pożegnanie rodziny i tego kolegi co do niego dzwonisz raz na miesiąc."
Pani radiolog na mnie patrzy i się uśmiecha. Ja na nią i nie wiem co się dzieje, zobaczyła Jezusa w obrazie USG?
"Pan to teraz pewnie się odchudzać, prawda?"
"No tak, no dieta generalnie ruszam się, nie chce być kulką na starość."
"Ma Pan tłuszczaka."
Myślę tak jak nic, rak.
"Czy to operacyjne, taki duży? Ile mi zostało?"
"Hahahaha"
Konsternacja.
"Zostało panu statystycznie jeszcze 45 lat."
Kurtyna.
Uff....