Wojczal punktuje brak przywództwa w Europie. Europa nie komunikuje swoich interesów i oddaje całą decyzyjność do zewnętrznych aktorów takich jak Trump i Zełeński.
Plany, planami, ale gdy się słucha co komunikuje druga strona - rosyjska - to podchodziłbym do tego ostrożnie. Putin w Rosji rozpowiada, że na Alasce zyskał możliwość ponownego przedstawienia swoich racji. Nie chwalił się jakimiś wielkimi postępami w kontekście procesu pokojowego. Nie zdziwiłbym się, gdyby ostatecznie odmówił uczestnictwa w takim 3-stronnym spotkaniu.
Przede wszystkim - uzupełniając mój dzisiejszy materiał YT - do tanga trzeba dwojga.
1 - Zełeński ocenia, na ile Ukraińcy potrzebują wytchnienia i zdecyduje, czy za pokój i gwarancje bezpieczeństwa z USA może zapłacić jakimiś ustępstwami terytorialnymi względem Rosji. Bo oczywiście za obietnice Putina płacić nie będzie, bo są nic nie warte. Tu tak naprawdę liczą się tylko gwarancje Zachodu z USA na czele.
2 - Putina perspektywa zależy z kolei od jego oceny, czy Rosja może prowadzić jeszcze wojnę - bez przerwy - po takich kosztach, jakie ponosi. Jeśli może, to Putin na żadne 3-stronne spotkanie jechać nie musi. Jeśli Moskwa ocenia, że jej położenie jest trudne, to być może jest szansa na jakieś zamrożenie konfliktu pod nazwą pokoju.
To te dwie strony będą decydować, co się dalej będzie działo. Dlatego, że Rosja jest mało wrażliwa na persję zewnętrzną, a Zełeński posiada wsparcie Europy i chyba trochę jednak liczy na USA po umowie surowcowej. No właśnie, bo mamy tutaj jeszcze innych ważnych aktorów.
3 - Europa będzie musiała zdecydować, czy w sytuacji zgody Zełeńskiego na układ, zdejmować z Rosji sankcje ryzykując, że Kreml się dzięki temu wzmocni i znów stanie się zagrożeniem? Europejczycy rozumieją ten dylemat, ALE... chyba boją się podejmować tak ważkich decyzji i zostawiają wszystko w rękach Zełeńskiego. Tu nie chodzi o moralne rozterki i hasło: "nic o Ukrainie bez Ukrainy". Po prostu łatwiej jest obarczyć odpowiedzialnością Zełeńskiego. Jeśli powie: walczymy, to Europa będzie wspierała w walce. Jeśli zgodzi się na układ z Putinem, to Europa będzie skłonna zgodzić się na warunki tego drugiego w zakresie znoszenia sankcji. Tak to przynajmniej wygląda. W Paryżu, Londynie i Berlinie - na szczęście - widać rozum objawiający się poparciem dla walczącej Ukrainy, ale brakuje jaj by decydować samodzielnie, co jest w interesie Europy. Nikt nie mówi: "w naszym interesie jest wykrwawić Putina, damy Zełeńskiemu wszystko czego potrzebuje by niszczył potencjał Rosji", ani: "w naszym interesie jest pokój, więc Zełeński musi się dogadać nawet za cenę terytorium". Tu nie chodzi nawet o to, by wymuszać cokolwiek na Ukrainie, tylko o to, by komunikować interes Europy i oczekiwać realizacji naszych interesów w zamian za nasze wsparcie. Tej komunikacji nie ma ani wobec Trumpa - który traktuje UE jak kurnik, w którym wszyscy gdaczą i nic z tego nie wynika - ani wobec Zełeńskiego, ani nawet względem Putina. Ten ostatni zwyczajnie Europejczyków ignoruje i lekceważy.
Bezpieczeństwo Europy scedowano całkowicie na Trumpa, ale i w zakresie decyzji na barki Zełeńskiego. Nie oceniam, czy to dobrze, czy nie. Na pewno to ostatnie jest moralne, ale czy to wynika z wysokiej etyki europejskich polityków, czy też z braku jednomyslności, sprawczości i umiejętności podejmowania trudnych decyzji? UE to silny podmiot gospodarczy, ale słaby politycznie i pod względem surowców energetycznych. UE to nie państwo, więc nikt Unii tak nie traktuje, zwłaszcza, że wszystkim wkoło opłaca się bardziej grać na rozdźwiękach interesów wew. UE. A sama UE nie jest w stanie tego wizerunku zmienić.
4 - Trump stawia USA w roli mediatora, państwa neutralnego, które ma kontrolować proces pokojowy i gwarantować przestrzeganie reguł. To ciekawe, zważywszy, że Rosja tak naprawdę chce rywalizować właśnie z USA i to m.in. z powodów tej rywalizacji żyjemy we współczesnych realiach. Tym niemniej, z amerykańskiego punktu widzenia pokój na Ukrainie to gra na czas. Amerykanie wiedzą, że ten czas Rosji się kończy. Za dekadę Moskwa może zupełnie wypaść z geopolitycznej układanki i najlepsze jest to, że nie trzeba wiele robić. Wystarczy poczekać i powstrzymywać Putina przed ekspansją i osiąganiem sukcesów, zwłaszcza na Kaukazie czy w Azji Centralnej. Z perspektywy strategicznej Waszyngtonu, nieistotne jest to, czy Ukraina odda resztę Donbasu czy też nie, ważniejsze jest wygaszenie konfliktu. Daje to swobodę przeciwko Chinom i ogranicza koszty redefiniowania hegemonii.
5 - Co ciekawe, z perspektywy polskich interesów strategicznych oddanie przez Zełeńskiego resztki Donbasu również jest kompletnie obojętne, o ile Ukraina pozostanie niezależna od Moskwy, otrzyma gwarancje bezpieczeństwa USA i wkroczy na prostą ścieżkę do NATO i UE. Z naszej perspektywy, nawet jeśli Ukraina straciłaby np. Charków, ale ostatecznie znalazła się w NATO i UE, a Rosja nie mogłaby jej już kontrolować, to wówczas zostałyby zaspokojone nasze interesy narodowe.
Na chłodno trzeba sobie powiedzieć jasno, że Donbas czy Charków to jest cena, którą Polska mogłaby zapłacić, w zamian za zyskanie Ukrainy jako bufora bezpieczeństwa wciągniętego w zachodnie struktury militarno-gospodarcze.
Decyzję o tym, czy Ukraina powinna walczyć dalej czy też ponieść koszty ew. pokoju trzeba zostawić Zełeńskiemu, bo on chyba jest najlepiej zorientowany czy Ukraińcy wytrzymają na froncie i jak długo (oczywiście on też może się pomylić).
Natomiast Polski interes narodowy musimy obsługiwać sobie sami i bez sentymentów. Jeśli Zełeński zdecyduje się walczyć dalej, trzeba działać na rzecz minimalizowania ryzyka porażki Ukrainy. Jeśli Zełeński zdecyduje się na układ z Putinem, to trzeba będzie działać na rzecz tego, by ten układ przesądzał o przynależności Ukrainy do Zachodu.
Polska ma tu ograniczone pole manewru, ale jakieś tam posiada. Więc lepiej je wykorzystać na prawdziwą, politykę realną, niż na lamenty
~Krzysztof Wojczal
https://x.com/KWojczal/status/1956825868895949220
#wojna #ukraina #trump #rosja