W ING miałem w zeszłym roku taki numer. Kupuję auto, umawiam się ze sprzedającym, że transakcję sfinalizujemy przelewem. Kwota to kilkadziesiąt tys. zł. Przyjeżdżam do niego, odpalam swojego laptopa, dostaję numer konta... i d⁎⁎a. Transakcja nie może być wykonana bo coś tam. Na koncie wszystkie blokady pozdejmowane. Dzwonię do żony, bo konto jest na nią, a ja jestem pełnomocnikiem. Ona dzwoni do banku, a tam taka sytuacja. Musiała się tłumaczyć na co ten przelew, do kogo i dlaczego. Po wszystkim musiała jeszcze czekać na kod smsem, który specjalnie musiał wygenerować pracownik, żeby sobie móc wypuścić ten konkretny przelew swoich własnych pieniędzy.
Dlatego proponuję wykonać odstrzał ING, choć zdaję sobie sprawę, że dziś w tej zamordystycznej dystopii każdy bank może odjebać taki numer.
Zresztą jak wypłacałem parę miesięcy temu 20 koła to musiałem jeszcze podpisać jakiś świstek, że pieniądze KTÓRE WYPŁACAM Z KONTA nie pochodzą z działalności przestępczej, czy coś w ten deseń. Jakaś ustawa przeciwko praniu pieniędzy. Tylko dlaczego nie zainteresują się skąd pochodzą pieniądze w regularnych przelewach od moich pracodawców lub od żony, tylko interesuje ich to dopiero przy wypłacie większej kwoty? Wniosek - twoje pieniądze na koncie nie są do końca takie twoje.