W nawiązaniu do wpisu to zgodnie z niepisaną umową społeczną między mną a piorunującymi melduję, że wylazłem na te #gory
Łatwo nie było - 1100m przewyższenia na pierwszych 3,5km (trzecia fotka oddaje nieco stromiznę). Ciągle w górę w ponad 30° upale. Już po pół godzinie bylem cały mokry a wiaterku zero bo linię drzew opuściłem dopiero po 2h wspinaczki. Na szczęście między szczytami leżała spora łata śniegu i w jej okolicy trochę się schłodziłem. Na całą trasę wziąłem łacznie 3l płynów, po pierwszym szczycie zostało mi niecale pół litra. Planowanie lvl master xD
Na górze za to super widoki i spora satysfakcja z wyjścia. Poznałem dwie fajne dziewczyny ze Słowenii. Pogadaliśmy chwilę, wymieniliśmy się zdjęciowymi uprzejmościami, poczęstowałem żelkami haribo, one odlały mi pół bidonu swojej wody i zaproponowały wspólny powrót. Grzecznie podziękowałem i poszedłem trochę okrężną, widokową trasą. Trasa naprawdę ładna bo po południowej, słoweńskiej stronie stosunkowo łagodne łąki kontrastowały z szarymi, ostrymi urwiskami strony austriackiej.
Mimo poratowania wodą, do schroniska zszedłem totalnie na oparach. Na szczęście w aucie, w lodówce turystycznej miałem zachomikowany jeszcze jeden izotonik. Nadal zimny wszedł jak złoto.
Ogólnie morderczy był to #trekking , nie zapomnę go nigdy.
I standardowo "jutro się nie ruszę" ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
#slowenia




