W kontekście Powstania - List Stanisławy Kuszelewskiej do Ignacego Matuszewskiego, Kair, 28 X 1945 r., Instytut Piłsudskiego w Ameryce, Archiwum Osobowe – Stanisława Kuszelewska

Kochany, z zachwytem przeczytałam Twój artykuł o powstaniu, jak zresztą zawsze to, co piszesz, czytam. Ale chcę Ci powiedzieć – i tylko Tobie – nie tylko to jest prawdą. Powstaniec warszawski – piszesz – poraził rodzimą nikczemność i obce kłamstwo. I tak, i nie. Byli cudowni młodzi żołnierze, ale byli i tacy, którzy za 10 złotych dolarów sprzedawali choremu garść czarnej kawy, którą kradli na kwaterach, co w rękę wpadło, którzy zwłok »ukochanego« dowódcy (Andrzeja Romockiego, syna tego od Dowbora) nie zabrali spod kul o 15 kroków. Z rzeźni na Mokotowie do moich kwater dochodziły tylko kości. A jednocześnie jedna z kierowniczek (dr Jadwiga Jędrzejewska) postanowiła pójść pod kulami – i zginąć – dlatego żeby własnoręcznie wybronić i przynieść mięso dla kuchni – wybronić je od pijanych rzeźników-żołnierzy. Ludność cywilna, bohaterska w sierpniu, już we wrześniu nienawidziła nas
i wyrzucała z kwater, bo ją narażamy na obstrzał. Ewa po ciężkiej gorączce gastrycznej (41 stopni) jadła czarny chleb, żeby bułek nie odbierać rannym, ale tę samą Ewę – i mnie – brutalnie wyrzucili ze schronu wprost pod bomby – dowódca jej batalionu. […] Kradzież i pijaństwo nie miało granic. A idiotyzm ! W połowie sierpnia przyjechali na Mokotów Węgrzy – że niby się przyłączą. Musiałam wydać dla nich konserwy i wino. Bratano się, wiwatowano i pito. Pokazano wszystko. Pofotografowano, zaśpiewali »Jeszcze Polska…« i odjechali. A zaraz potem grad bomb poszedł na te fotografowane miejsca i nikt się nie przyłączył. Bohaterskie łączniczki chodziły kanałami 20 godzin (ze Śródmieścia na Mokotów), ale w tychże kanałach zdejmowano buty kobietom, które zemdlały po drodze. (Znam nazwiska). Oficer żywnościowy kompanii 0 -2 potrafił w czasie bombardowania ukraść i zarżnąć świnię – do spółki z kochanką. […] Dlaczego trwało aż 63 doby ? Bo niemcy [pisownia oryginalna – przyp. S.C.] zawsze pod płaszczykiem walki z powstaniem robili antysowieckie przesunięcia wojsk, a nas nie zdoby wali. Tylko ostrzeliwali z ciężkiej artylerii i moździerzy, żebyśmy wyzdychali powoli i żeby naszą winą było zniszczenie miasta. Jak tylko potrzebowali jakiejś dzielnicy – zdobywali ją w jeden dzień. Cóż nas broniło ? Maleńkie rowy i kilkaset granatów i kilkadziesiąt karabinów. Wjeżdżali czołgami, jak chcieli, ale wtedy, kiedy chcieli, nie wcześniej. Były małe sporadyczne bitwy, ale przede wszystkim po prostu trwanie i czekanie na pomoc lub śmierć. Rola zajęcy na miedzy, bo myśliwy na razie zajął się czymś innym. Trwanie było więcej niż trudne i czasami niezwykle bohaterskie, ale jednocześnie rozkład szedł do szpiku kości – bo nie mogło być inaczej, i – bo o to właśnie chodziło. Dlatego twierdzę, że sanitariat i kuchnie walczyły czynnie, wojsko uzbrojone – biernie. […] Człowiek w warunkach za ciężkich – brak wody, światła, jedzenia, ciągły obstrzał – staje się bydlęciem. Akurat jak w warunkach zbyt lekkich. Już we wrześniu powstańcy dzielili się na nielicznych świętych Jerzych – i na bydło. To też jest prawdą. Prawdą tylko dla Ciebie. I sama godzina wybuchu ? Piąta. Akurat robotnicy wracają z fabryk, akurat pół miasta siedzi w tramwaju (wisi na tramwaju). Czyj to był szatański pomysł ? Kto ubzdurał sobie, że powstanie zacznie się od desantu na Okęciu ? Tak przecie mówili oficjalnie spadochroniarze, których instruował »sam« Sikorski ! I tego desantu czekano codziennie i mój mąż [gen. Ludomił Rayski] był trzy razy nad Warszawą ze zrzutami i mówi, że to było piekło, a desant dziecinną mrzonką. Stracili 30 załóg na 95 samolotów, które doleciały. […] W początkach lata wysyłano z Warszawy wszystkich cywilnych Niemców. Na 1 sierpnia opróżniono koszary, które myśmy tryumfalnie »zajęli« po to tylko, żeby niemcy wiedzieli, co bombardować. Jak genialnie [Niemcy i Sowieci]
dali sobie buzi nad naszym trupem ! I jak nieskończenie naiwni byliśmy – my. »Z siłą ukrytego pożaru muszą się liczyć najpotężniejsi na świecie« – piszesz. Nieprawda. Chciałabym wierzyć, że krew ta nie została zmarnowana. Nie wierzę. Wobec Boga – tak. Wobec ludzi – po prostu w błoto”

#historia #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne
Arkil

Ech... Ciężko się czyta takie rzeczy. Trzeźwe, prawdziwe spojrzenie na Powstanie.

GrindFaterAnona

@Arkil mam wrażenie że każda wojna to głównie pijaństwo

Capo_di_Sicilia

@knoor A 80 lat pozniej pisowcy beda sobie wycierac mordy tragedia tych ludzi. Az cos w sercu czlowieka kłuje

Tino

@knoor Jakieś szczegóły i kontekst?

knoor

@Tino Tak na szybko: Stanisława Kuszelewska była najpierw żoną Ignacego Matuszewskiego (adresat listu, polityk, ogarniał m.in. ewakuację złota Banku Polskiego), potem wyszła za mąż za Ludomiła Rayskiego (tego, gościa co zarządzał lotnictwem 2 RP). Z Ignacym miała córkę Ewę ps. Mewa. Córka w Powstaniu była sanitariuszką, rozstrzelali ją Niemcy. Sama Stanisława zajmowała się kuchnią polową.


Ignacy był przeciwnikiem powstania, bo nie wierzył w jego sukces i jedynym efektem jaki miało jego zdaniem dać było zwiększenie puli trupów. Po upadku Powstania i na wieść o rozstrzelaniu córki napisał jednak tekst o martyrologii, poświęceniu i głębszym sensie całej tej ofiary. List Stanisławy jest odpowiedzią.

Zaloguj się aby komentować