Uwaga! Post może zawierać treści kontrowersyjne. Dla własnego bezpieczeństwa, nie próbuj go komentować!
Zastanawiam się, czy nie jestem feministą. Wszystkie konflikty i wojny, które miały i mają miejsce były wywoływane przez mężczyzn (a przynajmniej 99%). Religie, które są jednym z głównych punktów zapalnych większości konfliktów nie powstawały w głowach kobiet. W okopach obu wielkich wojen siedzieli mężczyźni, kobiety raczej starały się łatać rannych w wojskowych lazaretach. Mordów i gwałtów na ludności cywilnej też raczej nie dokonują żołnierki(?). Etc, etc.
Może seksmisja wcale nie była taka głupia? Nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi mi o eksterminację mężczyzn! Raczej o to, żeby wziąć pod uwagę fakt, że wojna nie jest domeną kobiet. Więc może, czysto teoretycznie, obsadzić stanowiska odpowiedzialne za prowadzenie konfliktów żeńskim personelem i sytuacja na świecie, przynajmniej pod tym względem nieco by się poprawiła. Rozumiem też, że taka inicjatywa musiałaby zadziałać absolutnie wszędzie w jednym momencie, bo inaczej nie miałoby to sensu.
Tak tylko głośno myślę. Ale skoro stare przysłowie mówi, że "kobieta łagodzi obyczaje", to może warto coś z tym wreszcie zrobić?
